Partner Greys Anatomy World - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Episode 01.06 - "Every breath you take"
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna -> Gotowe odcinki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mark
Administrator
PostWysłany: Pon 21:39, 18 Cze 2007
Administrator


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course

Voiceover

Chcemy być samowystarczalni. To czego pragniemy, to nie być od nikogo zależnym we wszystkich możliwych strefach: materialnej, duchowej, a przede wszystkim w uczuciowej. W naszym przekonaniu zaangażowanie jest formą słabości, świadczy o zniewoleniu, przymusie. Gdy spotkamy kogoś, kto ewidentnie pragnie posunąć się naprzód, zrobić krok do przodu i wciągnąć nas w swoje życie jesteśmy przestraszeni, nieprzygotowani, nie raz żyjemy w zaprzeczeniu. Jeszcze gorzej jest, kiedy osoba ta ma podstawy aby myśleć, ze ma nasze niepisane pozwolenie w tej sprawie. Pozwolenie na leżenie w twojej łazience, pozwolenie na patrzenie nam prosto w oczy, pozwolenie na oddychanie, na bycie. Bycie przy nas. To każe nam od nowa rozważyć wiele, pozornie poukładanych już spraw, zakłóca harmonie, przerywa spokojny bieg życia. A przecież spokój to jedna z tych rzeczy, których mimo wszystko potrzebujemy chyba najbardziej. Spokój i woda. Przynajmniej w tej chwili.

Łazienka


(Derek zawsze dziwił się ludziom, którzy wystrzegali się picia ze względu na możliwe konsekwencje. Tak naprawdę, gdy alkohol uderza do głowy i przyjemnym uczuciem rozluźnienia rozlewa się po całym ciele, jesteś bogiem i nic ci nie może tego odebrać. Wprawdzie sam miał dość mocną głowę - jak na neurochirurga przystało - ale zdarzyło mu się parę bliskich spotkań z morzem alkoholu. I zawsze wychodziło mu to na dobre.
Tak jak teraz. Wychodząc z sypialni Meredith (i, jak się zdawało, nie tylko jej) miał znakomity humor. A żeby go jeszcze polepszyć udał się do łazienki.)

(Najpierw zdziwił go widok Marka siedzącego na podłodze z głową opartą o krawędź wanny. A potem zrozumiał, widząc wyraz jego twarzy. W końcu Mark to Mark. Męska dziwka. Ale brat.)


Derek - Moja żona? (Zapytał rzeczowo, wiedząc, że nic mu nie zepsuje tego dnia humoru. Mark mruknął.) To miło. Wiesz, tak sobie myślę - jesteś dla mnie jak brat. Mimo wszystko. Mogę cię wykląć, wydziedziczyć i dać kopa na drogę, ale dalej jesteś brat. A z Addie... To jakbyśmy dzielili się zabawkami.

( Mark zmierzył Dereka swoim do cna skacowanym wzrokiem. Był ostatnia osoba jaką chciał tutaj, dzisiaj zobaczyć. Zdziwiło go jego przyjazne nastawienie i ironiczny uśmieszek. I te teksty. Czy ten Kazachstan aż tak zmienia ludzi?)

( Mark odsunął się od wanny i przesunął w lewno opierająć o ściane. Chwile siedzieli i patrzyli się na siebie w milczeniu aż Mark przetrawił każde słowo swojego przyjaciela )


Mark - A z czego przepraszam bardzo miałbyś zamiar mnie wydziedziczyć bracie? A se klnij, kop. Może i zasłużyłem. I nie patrz się tak na mnie! ( znów siedzą w milczeniu i wpatrują się w siebie jak w obrazki )Dziwi mnie Twoje nastawienie do Addison jako "Zabawki". Nie będą sie dzielił moimi "zabawkami". To teraz moja piaskownica. Odszedłeś - przepadło.

(Derek parska. Mark jest sobą, co stanowi upierdliwy acz przyjemnie przewidywalny element wszechświata.)


Derek - Dobrze wiesz, że to ona odeszła. Do ciebie, swoją drogą. I, nie, nie traktuję jej jak zabawki. Była moim życiem długo - może nawet za długo - i doceniam to. Ja nie byłem najlepszym mężem. Ona nie była najlepszą żoną. O ile zostanie z tobą raczej nie będzie miała drugiej szansy. Ale to też wasza sprawa.(Siada obok Marka i też opiera głowę o wannę.)
Nie oddałbym ci jej, gdybym mógł ją zatrzymać. Ale nie mogę.

( Teraz Mark zaczyna parskać. Jak on lubił droczyć sie z Derekim! Przypomniało mu się dzieciństwo. Kucyki, karuzele, lody, kremówki, nagie kąpiele w bajorkach, okradanie sadów sąsiadów... A to wszystko z nim..)

Mark - Tak. Jasssne. Yhy. Oczywiście. Jak mnie zostawi to dasz jej drugą szanse? Tak mam to rozumieć? Och.. jaki ty dobry i łaskawy.. aż łeska kręci mi się w oku.Mogłeś ją zatrzymać. Jak za Tobą biegała, wydzwaniała. Została ze mną z braku faceta. It's all I know...( w tym momencie Derek zrozumiał czemu Mark jest w takim parszywym stanie i zrobiło mu się go żal, a Mark wreszcie zrozumiał co Derek miał na myśli )
Boże jaki ja dzisiaj niekumaty. Ty miałeś na myśli że nie możesz jej zatrzymać bo nie chcesz jej zatrzymać. Dzisas.... Meredith jest aż taka dobra w te klocki?( udawał jakby nigdy nic że nie posiada jeszcze tej wiedzy, tak będzie lepiej, zdecydowanie lepiej bo przeciez nie jest typem samobójcy... )

(Derek patrzy na niego podejrzliwie ale nic nie mówi. Właściwie nie przeszkadzało mu wcześniej to, że sypiał z większością kobiet, które jemu się podobały. I tak nie gustował w dziewicach - nie był parszywym smokiem. Mógł je mieć, o ile miał je ZANIM miał je Derek. Oczywiście nie było pewności, że miał Mer - albo Mer miała jego - ale to tez nie miało znaczenia. O ile nie przywlókł do niej jakiejś choroby wenerycznej, co mu się coraz częściej zdarzało.)

Derek- To nie jest tak. Gdyby ona chciała... i ja bym chciał... Chociaż teraz jest jeszcze Meredith. Nie wiem, naprawdę. Możemy o tym nie rozmawiać?(Mark marszczy brwi.) O związkach. Porozmawiajmy o czymś innym. Czymś dobrym na kaca. O, mam. Moja żona nadal jest taka dobra, jak była kiedyś? To znaczy zanim zaczęła udawać zimną i niedostępną, żeby mnie ukarać z wyjazdy na konferencje. Jest?

( Mark w kompletnym szoku patrzy na Derka, odsuwa się od niego na wyciągnięcie łokcia i świdruje go wzrokim )

Mark - A jak do cholery mam porównać skoro nie wiem jaka była przedtem! ( Derek kiwa ze zrozumieniem głową ) Probably yes. Naprawdę interesuje Cię moja relacja z dzisiejszej nocy? To raczej ty sie podziel. Ty miałeś Addison 11 lat a ja Meredith jeszcze ani razu.( wiedział że jeszcze będzie żalował słówka "jeszcze" ) Znaczy nigdy nie mam zamieru się przekonywać. I dlatego Cie pytam...

(Derek patrzy na niego krzywo, po czym kładzie rękę na czole gestem zmartwionej mamusi. Mark z obrzydzeniem otrząsa się z obcej kończyny i odsuwa jeszcze kawałek, starając się aktywnie ignorować ból głowy.)


Derek - Och, oczywiście, że masz zamiar się przekonać. Mark, nikt nie uwierzy, że nie. Ale jestem spokojny - Meredith nie jest taka. (Mark coś mruczy pod nosem.) Och, zamknij się. Odpowiadając na twoja zaczepkę: seks był na tyle dobry, że nie muszę o nim opowiadać. Ale rozumiem, że o coś chciałeś zapytać. Wal.

(Mark przygląda się z uwagą Derekowi. Oddałby wszystko żeby zobaczyć teraz mine Derek kiedy dowiaduje się że Mer nie postrafiła się oprzeć jego urokowi. Ale życie to chyba za wysoka cena. )

Mark - Nie no jakiś specjalnych pytan nie mam. A jak było w Kazachstanie?

(Derek warczy. Groźnie. Przeciągle.)

Derek - Zamknij się.(Po chwili.) Dlaczego cię tak interesuje, jak było z Meredith?

(Meredith wchodzi do łazienki, gdzie najwyraźniej Mark i Derek urządzili sobie sekretne rendez-vous, brakowało tylko świec i muzyki. Tak, zdaje sobie sprawe z tego jak się prezentuje, ale pociesza ją fakt, że w tym pomieszczeniu i tak wygląda najlepiej.)

Meredith - Ludzie...dajcie żyć, jest 10 rano, mój pęcherz ma inne potrzeby niż patrzenie na dwóch półnagich facetów na kacu. Swoją drogą widziałam was w lepszym stanie. (myśli: zdecydowanie lepszym)Jazda stąd...czy mi się zdaje czy odpłw już zatkany..(wciska Markowi szczotke do kibla)No dalej....odtykaj. No co sie patrzysz? Odtykaj!(myśli: kazałabym Derekowi, ale z uwagi na ostatnią noc...chyba nie wypada)

( Derek z satysfakcją wychodzi z toalety i na korytarzu potyka się o gumową kaczuszke. Mark zabiera się za odtykanie kibla. I nic. Widzi kawałek materiału który dalej nie pójdzie. Podwija rękawy i ręką wyciąga jakiś czerwone gacie. Mer patrzy na całą scene z wyraźnym obrzydzeniem. )

Mark -No co? Trzeba jakoś to wyciągnąć! Następnym razem sama sobie pogrzeb.

Meredith -Czy wydaje ci się, że te męskie,oczojebne, czerwone spodnie są moje? Jeśli tak to gratuluje dedukcji. Swoją drogą jaki facet chodzi w czerwonych gaciach... (Meredith patrzy na Dereka, który jakimś cudem podniósł się z ziemi i nienawistnym wzrokiem patrzy na gumową kaczuszkę)Masz rozwalone czoło.(wzdycha i podchodzi do apteczki, z której masowo wysypują się plastry Hello Kitty, wyciąga jeden i podaje Derekowi)Przyklej, nie będe teraz jedyną osobą, która nosi to na czole (myśli: no co z przeceny trzeba brać!) Boli?(Mer sili się na obojętność, nie wie, że Mark WIE)

Mark - Po pierwsze to nie spodnie tylko slipy. Gratuluje dedukcji. ( odkłada szczotke do kibla )A po drugie to czy ja sugerowałem że Twoje? Chyba bym musiał się potknąć o gumową kaczuszke.( Derek rzuca mu nienawistne spojrzenie )
To ja chyba już nie przeszkadzam bo po tak gorącej nocy, chce się najczęściej porozmawiać.( Meredith patrzy na Marka przerażonym spojrzeniem z serii opatentowanej przez nią "Cholera! Ty wiesz! Skąd!?" )
( Mark wychodzi )

Derek - Nie. (uśmiech a la McDreamy) Nie boli.(Bierze plasterek, przygląda mu się ciekawie, po czym z miną bohatera przykleja sobie na czoło.) W każdym razie wzbudza sensację wśród pacjentów. Muszę iść do szpitala. Ale najpierw coś zjem, macie tu jakieś jedzenie? (Meredith wzrusza niepewnie ramionami.)Trudno, poszukam.

(Nie wychodzi jednak, opiera się tylko bokiem o framugę drzwi i uśmiechnięty patrzy ma Mer. Ona bardzo usilnie udaje, że jego rozmarzony wzrok nie odbija sie w lustrze, a ona nie zwraca na niego uwagi. Derek uśmiecha sie szerzej, zauważając to i nic nie mówi. Mer się czesze i grzebie po szafkach w poszukiwaniu bliżej nieokreślonego czegoś.)

(Mer udaje, że czegoś szuka, tak naprawde to tylko grzebiąc w szafkach, żeby zająć czymś ręce. Ukradkiem spogląda w lustro. Dlaczego on ciągle tam stoi? Myśli, że mu śniadanie zrobie czy co? I jeszcze się szczerzy jak głupi...Boże jakie on ma piękne białe zęby..chcica to nie jest dobry pomysł na rozpoczęcie dnia. Meredith w końcu się odwaraca i przestaje udawać niewidomą)

Meredith - Ooo...to ty tu jeszcze stoisz..mówiłeś coś o śniadaniu..jeśli będziesz miał troche szczęścia, a Izzie dobry humor powinieneś załapać się na coś do jedzenia (unika jego wzroku)

(Derek usilnie stara sie przestać uśmiechać jak zakochany szczeniak, ale jego świadomość przegrywa walkę z podświadomością.)

Derek - Myślisz, że jestem facetem, który zostaje na noc po seksie, bo ma nadzieje na śniadanie?Myślisz, że jestem facetem, który zostaje na noc po seksie, bo ma nadzieje na śniadanie?Nie jestem. Nie gotuj dla mnie. Nigdy, przenigdy nie gotuj dla mnie. Gotujące kobiety kojarzą mi się ze wczesnymi eksperymentami kulinarnymi moich sióstr. The point is, nie czekam na śniadanie. Właściwie to już idę. Właściwie to już poszedłem.

(Dalej stoi oparty bokiem o framugę drzwi, chociaż jego uśmiech powoli przestaje być rozmarzony i zmienia się w inny, jednak Meredith nie umie odgadnąć, co się za nim kryje.)

Meredith - Dla jasności- nie potrafie gotować. A ty już poszedłeś. Osoby, których teoretycznie nie ma nie patrzą się w sposób...taki. (zestresowana Meredith zrzuca gąbkę)Widzisz co zrobiłeś? Znaczy...co ja zrobiłam...Cudownie, znowu zaczyna się moja poranna bezsensowna gadka, której nie chcesz być świadkiem. Wogóle dlaczego tu stoisz? Czy moja łazienka jest aż tak podniecająca?(Meredith próbuje wyjść, ale Derek nadal stoi w drzwiach)

(Derek odsuwa się kawałek, ale Meredith ociąga się z przestąpieniem przez próg.)

Derek -Teraz to w jakiejś części także moja łazienka. (Wzrusza ramionami.)Poza tym mnie tu nie ma, sama to stwierdziłaś. To zresztą widać, bo gdybym był, nie mogłabyś mnie tak usilnie ignorować. Jestem przystojny i skacowany, a ty na mnie lecisz. Gdybym tu był, z pewnością byś mnie wykorzystała. Więc mnie tu nie ma.(Mer patrzy na niego dziwnie.)
Dobrze, nie męczę twojej skacowanej głowy. Idę zespolić się z tą częścią, która w tej chwili szuka jedzenia. (Całuje oniemiałą Mer w czoło, po czym mija ją i schodzi na dół.)

(Meredith w drodze z łazienki do kuchni mijała wiele różnych, dziwnych przedmiotów, z których butelki po tequili i innych specyfikach wydawały się najzwyklejszą rzeczą pod słońcem. Usilnie próbując przypomnieć sobie dokładne wydarzenia ostatniej nocy, doszła do schodów. Na dole spostrzegła Addison, która wyjątkowo dziwnym wzrokiem spoglądała na nią, a raczej na to co miała na sobie, czyli dość tandetną hawajską koszulę, ktora z tego co pamiętała należała do Dereka. Dziwna kobieta. Meredith doszła do wniosku, że kulturalnej, nawet skacowanej osobie wypada się przywitać)

Meredith – Dzień dobry. Jak...się spało?

(Addison patrzy na Derek na szczycie schodów, odzianego w koszulę hawajską, którą podarowała mu z okazji rocznicy ślubu, spostrzega niewielkie zmiany w jego wyglądzie, jakoś zmarniał od czasu jej odejścia, chudy jak szkapa, blady jakiś... Addison wytęża jednak wzrok i dostrzega twarza, która zdecydowanie nie jest twarzą Dereka, jego rysy są wyraźniejsze... po dłuższym zastanowieniu, dochodzi do wniosku, że to Grey! Spowita koszulą Dereka)

Addison – Vitay(krzyczy zachęcająco, niczym przyznanie punktów Orlenu Addison) [/color]świetnie się spało... a Tobie?

(Meredith poczuła, że coś jest nie tak. Nie krzyczała na nią, nie patrzyła wzrokiem seryjnego mordercy, nie miała przy sobie żadnych ostrych narzędzi. Była MIŁA. Nie wierzyła, ale chyba nadszedł ten dzień kiedy mogły 'normalnie' porozmawiać. Mer postanowiła jednak póki co zachować ostrożność.)

Meredith – Impreza była odrobinę wyczerpująca, ale nie było tak źle....w sumie było nawet barzo dobrze (myśli: o czym ja gadam, przecież jej nie interesuje, że było mi dobrze z jej mężem. I tak nawet nie wie, że z nim spałam...) ..cieszę się, że tak szybko zaklimatyzowała się pani w domu... (myśli: A co! Miła będę)

Addison – A dziękuję, cudowna atmosfera tutaj panuje, można powiedzieć taka... studencka, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Widzę, że zdążyłaś dość dobrze poznać mojego męża. A właśnie, on też tutaj zamieszka? Bo jeśli tak, to będzie całkiem ciekawie...

Meredith – Ciekawie? (głupawy śmiech) Na pewno… bardzo ciekawie… Derek to… wspaniały człowiek… eee… trochę wczoraj porozmawialiśmy, ale póki co jeszcze nic nie wiadomo w sprawie jego zamieszkania tutaj... Nie widziała pani czasem jakiejś butelki z wodą? Szukam po całym domu i na żadną do tej pory się nie natknęłam... (patrzy na Addison, która sama wygląda na niezwykle potrzebującą antykacowego płynu)

Addison – O właśnie! Tego mi w tym domu brakuje! Wody! Rozmawialiście mówisz... i to spowodował, że masz na sobie jego koszulę(zupełnie spokojnie) to naprawdę dynamiczna musiała być ta rozmowa. No... to ja pójdę zająć łazienkę, zanim ktoś mnie uprzedzi. Have a nice day


(Meredith patrzy na odchodzącą Addison, nie mając siły na jakąkolwiek odpowiedź i postanawia kontynuować poszukiwania wody, zanim inny potrzebujący mieszkaniec domu ją w tym ubiegnie)

Kuchnia

(Izzie radosna jak szczygiełek i prosię w deszcz razem wzięte z miną kota, który utopił się w śmietanie miesza ciasto na naleśniki. Nucąc pod nosem "Tango Zalotne, Przeleć Mnie" poszukuje patelni, odpala gaz i formuje pierwszego, idealnego naleśniczka. W momencie gdy właśnie w pląsach zmierzała w kierunku ekspresu do kawy w drzwiach pojawia się Derek. Izzie wykonuje ostatni szalony piruet i uśmiech się do McDreamy'ego)

Izzie - O, Dr Sheperd! Pan też z nami mieszka? Jak miło. Im nas więcej tym weselej. Skusi się pan na naleśniczka?

Derek
- (Derek uśmiecha się szerzej niż zwykle.) Dlaczego by nie? Zwykle jadam Muesli, ale kojarzą mi się z... Mniejsza o to. (Taktownie zmienia temat.) Jak tam wczorajsza impreza? Dobrze się bawiłaś? (Rozgląda się dookoła, gdzie panuje względny porządek. Unosi brew znacząco.) Jestem pod wrażeniem. Jeśli robisz tak dobre naleśniki, jak na to wygląda, top szybko staniesz się moją ulubioną stażystkom.

Izzie - Robie wspaniałe naleśniki i jeszcze lepsze babeczki, ale na nie jeszcze przyjdzie pora... Dżem, Nutella, czy... eee no niestety nic innego nie ma (Izzie wpatruje się w pustą lodówke i szybko zamyka drzwi, podąrzając za spojrzeniem Derek'a rozgląda się po kuchni) Mam halucynacje, wzrok mnie myli czy ktoś tu posprzątał?

(Derek jest zdziwiony jej zdziwieniem, ale nic nie mówi. W zamian posyła Izz jeszcze jeden uśmiech i próbuje sprowadzić rozmowę na jakiś bardziej neutralny temat.)

Derek - Dzięki, bez niczego. ( bierze jeden z gotowych naleśników, zwija w rulonik i odgryza kęs.) Świetne (mówi z autentycznym uznaniem.). A teraz, z racji naszej tajnej poranno-śniadaniowej komitywy, może zdradziłabyś mi kilka sekretów? Mam podejrzenia, że podczas mojego wyjazdu dużo się tu działo.

Izzie - ( patrzy zaskoczona na Dereka.) Dużo, nie... Spokój (McSteamy przeleciał Meredith), nuda (zalałyśmy się z Addie na kuchennej podłodze), szara rzeczywistość (Cristina przeleciała Burke'a). Kompletny zastój. Tutaj w ogóle nie wiele się dzieje. Żyjemy sobie spokojnie (upijamy się w trupa, organizujemy orgie), jemy wspólne śniadanka (po wspólnych nocach). Nie ma o czym opowiadać, seriously. A jak było w Kazachstanie, to fascynujące miejsce musi być.

(Derek, który nagle poczuł nieodpartą chęć sprawdzenia, czy nie została przypadkiem gdzieś jakaś butelką tequili, nie za bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Starał się być miły, neutralny i w ogóle. A Izzie miała cholernie drażniącą zdolność sprowadzanie rozmowy na tematy, o których nie chciał mówić.)

Derek - Może (odpowiedział, dojadając naleśnika.) Większość czasu spędziłem w hotelu.

(Zapada niezręczna cisza.)

Ponownie łazienka

Preston - (budzi się w dziwnej pozycji w wannie i patrzy z niedowierzaniem na Cristinę) Eee... co my tu...? Pamiętasz coś?

Cristina - (fuck, nigdy więcej wódki!) Oboje jesteśmy nadzy i leżymy w jednej wannie, tu nie trzeba nic pamiętać. Swoją drogą pochmurny dziś poranek dr Burke. [Cristina próbuje wydostać się z wanny]

Preston - Ałaaa (jęczy) Mogłabyś trochę uważać! I w ogóle jak możesz to tak traktować "tu nie trzeba nic pamiętać"? Znowu to zrobiliśmy Cristina, to jest bardzo poważna sprawa, wiesz? Kto tu jeszcze był? Znaczy na imprezie... Mam nadzieje ze nikt nas nie widział... Ałłł nie wbijaj mi paznokci w udo!

Cristina - (zaraz wbiję w twarz, poważna sprawa, pffff) Oczywiście dr Burke, przepraszam. Na imprezie był cały szpital, albo i miasto. I don't care. [Cristina w końcu wytoczyła się na podłogę i ze zdziwieniem zauważyła, że prócz stanika i majtek nie ma żadnej innej części jej ubrania.] Dr Burke, nie wiem pan czasem gdzie znajduje się moje ubranie?

Preston - (Burke wkurzony) Nie wiem może przez przypadek je zjadłem!! Ja i alkohol to niezbyt dobre połączenie. A tak poważnie to pewnie walają się gdzieś na strychu albo w piwnicy. Tak, pamiętam że gadaliśmy coś o strychu i piwnicy. Czekaj a gdzie moja koszula?

Cristina -[wzrok Cris kieruje się ku muszli klozetowej] Ona trochę się... trochę się zmoczyła. [Cris wyjmuje koszulę i podaje ją Presiowi] (gdzie do cholery są moje rzeczy? Nie mogę paradować po tym przytułku w samej bieliźnie, ech) Dr Burke, powinniśmy udawać, że to nigdy się nie zdarzyło, tak jak poprzednio. [dodaje Cris z jadowitym uśmieszkiem]

Preston - Tak, to jest chyba najlepszy pomysł. Przecież nikt nie może się dowiedzieć. Tylko jak ja stąd wyjdę niezauważony? I dlaczego moja koszula wygląda no... tak jak wygląda? Niby jak mam tak wyjść? A w ogóle to która jest godzina? Spóźnię się do szpitala... [jęczy i nudzi nerwowo spoglądając to na koszulę to na Cris]

Cristina - (time of death... echhh) Jest chyba 10 rano, koszuli nie znam, znaczy dlaczego taka jest nie wiem, a tak w ogóle to dr Burke nie miał dzisiaj zaplanowanej żadnej operacji, pacjenta też pan nie ma. I nie wiem skąd to wiem. A tak w ogóle to są tu tylne drzwi, ja zajmę czymś eee... domowników. Pasuje to panu, dr Burke? [Cristina szykuje się do wyjścia z łazienki]

Preston - Jasne, wszystko mi pasuje.

(wychodzi tylnymi drzwiami)

Strych

George – (Georgie podnosi jedna powiekę do góry) Eeeeee to już rano. Nie to nie może być rano (Zamyka powiekę i otwiera drugą) No jednak chyba to rano. Ojej znowu trzeba wstawać (Bambi podnosi się z łóżka) Mój łeb!!! (Odczuwa skutki nocnego balowania) Ej Callie trzeba wstawać, podnoś się, bo do roboty sie spóźnimy. (Callie zniechęcona przekręca się na drugi bok i cos tam memroli) Callie wstawaj słyszysz?

Callie – Głowa mnie boli. O ile ja jeszcze mam głowę... George czy ja mam głowę?? Dobra zresztą nieważne. Straciłam ją jak za ciebie wyszłam. Gdzie jakaś woda??

George – Nie ma wody w pobliżu. Sahara. Trzeba złazić do kuchni!!! (Moja głowa pęka mi) O poczekaj tu cos jest. Jest jest jest upragniona rzecz, jest woda (George patrzy na butelkę wody jakby odkrył złoto, pije duży łyk wody i podaje dalej do Callie) Proszę o to nasz miód - cud, to nasze życie!!! Eeemmmm... Pamiętasz, co tu sie działo jak my już przyszliśmy i czego ja i ty jesteśmy goli?

Callie – Niestety pamiętam. Ani słowa na ten temat. Nie mogę w to uwierzyć... Nie mogę uwierzyć (mamrocze pod nosem) Zresztą, dlaczego ja mam pamiętać?? A właśnie, że nie!! Wolę nie pamiętać i nie pamiętam. A wiesz, czego wolę nie pamiętać?? Że wykorzystujesz chwilową... eeeee... niemoc kobiety. (mina w stylu "uciekaj, bo zabiję")

George – Czy my robiliśmy to, o czym myślę? (OMG!!! w myślach) … Dobra, co było to było... powiedz mi gdzie jest lepiej moje ubranie? Gdzie jest chociaż część mojej garderoby?
Bożesztymój 6.37 już... Bailey mnie zabije choćby za minutę spóźnienia!! Szybciej... szukaj szubko ... ja chce moje ubrania!!

Callie – Sam szukaj, ja jestem kobietą wolną i szukać nie będę. Szukają kobiety nie wolne. (Myśli: Boże, co ja gadam. Ale ot nie moja wina miałam kaca, a raczej mam) Jestem głodna. Czy ktoś w tym domu robi śniadania?? (ubiera się) Aha i nie rozmawiam z tobą, chyba pamiętasz MĘŻU...

George – Pamiętam moja miła... aż na tyle pamięci nie straciłem. Tylko zauwasz że nie ma twoich ubrań wcale!! ja chociaż koszulkę jakąś znalazłem (Bożesztymój to nie moja koszulka... to nie mój styl... to koszulka hawajska... chwila Mer miała koszulkę hawajską... czy ja coś z Mer... nie chyba nie... a jak tak... nie no bo Callie coś pamięta... oh na szczęście)
...Dobra ja idę do łazienki, najwyżej na schodach komuś gwizdnę spodnie... tyle tu leży jeszcze skacowanych ludzi przecież...
ej ty moją zoną jesteś to zasuwaj robić śniadanie mi!!! (odzywa się głosem ryczącego dziecka)

Callie – Ja tobie śniadanie... nie no dobra idę, ale i tak z tobą nie rozmawiam.
(Callie robi tosty)
Będą tosty, czy ci się to podoba, czy nie.

George – Tosty uwielbiam!!! (myśli: ma się farta bo ma się żonę) A to dzisiaj jest jakieś święto?? Bo gdy Cię zawsze prosiłem żebyś zrobiła mi śniadanie to ty na mnie z pazurami wyskakiwałaś. Dlatego Ci dziekujeee z całego serca mego, z całej duszy mojej i ze wszystkich sił moich. Daj mi buzi...

Callie – Buzi jak buzi (myśli: niewyżyty samiec... i jeszcze buzi mu się chce...) masz te tosty i jedz, bo jeszcze mogę wyskoczyć i to nie tylko z pazurami, ale z patelnią. Keczupu czy dżemu?? Zaraz gdzie Meredith ma keczup?? Nie wiesz może?? A zresztą po, co ja się pytam i tak nie wiesz, ty nic nie wiesz. Ale... zaraz... przecież ja z tobą miałam nie rozmawiać. Za dobra jestem wiesz O'Malley?? Za dobra dla ciebie oczywiście.

George – Za dobra jest mało powiedziane, ostatnio jesteś mega dobra!! Ale się nie rozczulajmy. Ketchup jest w szafce koło lodówki na pierwszej półce koło plasterków Hello Kitty. A tak jak juz coś zrób mi lepiej jajeczniczkę xD

Ponownie Kuchnia

(Cristina w pożyczonych z sypialni Mer rzeczach siedzi sobie grzecznie w kuchni i popija kawkę, dużo kawki)


(jak tu czysto... Przyjdzie ta Mer czy nie, z własnej kuchni nie korzysta czy co)

(Meredith po długiej przeprawie z sypialni do kuchni, spotykając osoby, których raczej spotykać nie chciała, wreszcie dotarła do celu. Kuchnia. Spojrzała na Cristine, rozumiejąc się z nią bez słów, chociaż żeby odczytać z twarzy słowo 'kac' nie potrzeba lat znajomości.)


Meredith - Cristina? Masz na sobie moje rzeczy...zresztą to nieważne czuj się jak u siebie w domu. Pytanie tylko gdzie są twoje?(Mer patrzy na Cristine podejrzliwym wzrokiem)

Cristina - A skąd mam wiedzieć? Twój dom wygląda jak butik, na pewno coś swojego tu znajdę. O, to moja kurtka, chyba. (Cris wskazuje na bliżej niezidentyfikowaną masę) A może i nie moja. Ale... Musimy pogadać, w końcu you're my person, my whatever, right?

Meredith -Taa..ale musisz wiedzieć, że mój mózg zniesie dzisiaj ograniczoną ilość informacji, chyba, że sama pozbęde się kilku wrażeń z ostatniej...imprezy. Chociaż to chyba za łagodne słowo dla tego co się wczoraj działo...Ale mniejsza o to. Wal. Jestem gotowa. Zniose wszystko. W końcu I'm your person, powinnam być wspierająca i ten..no...pomocna...

Cristina - (czemu zawsze jak mam problem to ona ma większe?) Przespałam się z Burke, dwa razy.(Cristina przybiera minę "i co ty na to?")

Meredith - Przespałaś się z Burkiem. Dwa razy. Przespałaś sie z Burkiem dwa razy?! (myśli: anieli pańscy dziękuje, nie jestem sama) No i jak było? Facet wygląda jakby jedyną kobietą jaką znał była jego matka. Te swetry...I najważniejsze: byłaś trzeźwa? Błagam powiedz, że byłaś trzeźwa...

Cristina - Byłam trzeźwa! Po pobudce z nim w jednym łóżku, znaczy jednej wannie, znaczy poprzednio łóżku a teraz wannie, whatever. Ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że on chce, żebyśmy przestali to robić itepe, a potem sam do tego powraca. Rozumiesz? (sama nie rozumiem, no cóż)I feel like freaking bumerang i mam dośc tej sytuacji, więc... Co mam zarobić z Burke?(no nie, wyżalam się, proszę o radę, ja! To na bank rzez kaca)


Meredith - (Meredith nigdy nie byłaby dobrym seksuologiem, ale przyjaciółce się nie odmawia, szczególnie jak jest zdesperowana ma kaca i raz na 10 lat błaga o rade)
Eeee...a dobrze ci było? To znaczy...czy czujesz coś jak go widzisz? Jak na niego patrzysz? Masz ochote zedrzeć z niego ciuchy i przelecieć w pokoju pielęgniarek? No nie patrz tak na mnie nie naoglądałam sie pornosów tylko próbuje ci pomóc. No więc jak?

Cristina - No więc lepiej się przyznaj i podaj mi tytuły tych pornosów. Mam na niego ochotę, czasem. I już. On też ma chyba ochotę, ale boi się konsekwencji. Chyba.

Meredith - W cholere z konsekwencjami! Kto by sie przejmował! Boże, czy ja to naprawde powiedziałam...Może udawaj obojętną to sam do ciebie przyleci? Chyba nie jestem dzisiaj dobrym specjalistą od związków...

Cristina - Mer, taki szczegół, ja zawsze(no prawie)jestem obojętna. Ur my person i nie wiesz o tym? Swoją drogą idź i powiedz Prestonowi, że ma się nie przejmować konsekwencjami, na pewno cię posłucha.(Cristina dopiero teraz zwraca uwagę na dziwną koszulę Meredith)Co to za hawajskie świństwo?

Meredith - Gdybym ja mogła być tak obojętna....(Cristina patrzy na nią z zaciekawieniem) A koszula...eee...no, że tak powiem...(Mer jąka sie i nie wie co powiedzieć)

Cristina -(koszula, obojętność, myśl Krysia, myśl)A jednak przeleciałaś Dereka? Włosy ma perfekcyjne, resztę też?(widzi zdziwione spojrzenie Mer)No co? też chciałaś znać szczegóły.

Meredith -Czy ja mam na czole napisane 'Przeleciałam Shepherda'? I ciszej troche bo dużo ludzi się tu ostatnio kręci...Nigdy nie wiadomo czy Bailey nie śpi gdzieś pod kanapą...A szczegóły? Myślałam, że osoba, która nosi taką koszule nie będzie mieć nic...do pokazania, ale dostał ją od żony to wszystko wyjaśnia..chyba za dużo mówię...

Cristina - A skądże znowu! (Cristina patrzy na zegar)Oh crap! Spóźnimy się na obchód! Podwieziesz minie, mam nadzieję.

Meredith - Jeżeli tylko będe w stanie prowadzić jakiś pojazd to w porządku, ale na razie moje ciało nie jest nawet zdolne do prowadzenia własnych nóg...Spotkamy się na dole za 15 minut, musze się ubrać .(Meredith idzie do góry, a Cris zostaje w kuchni i dopija swoją kawę)



Szpital

(Shepherd wchodzi do pokoju, czyta kartę, po czym podaję ją Izzie, która weszła zaraz za nim. Staje przy łóżku i przeprowadza podstawowe badania.)

Derek - Dr Stevens, jak miło panią widzieć. Znowu. (Mówi nie odrywając się od pacjenta.) Proszę... (ponagla ją.) Proszę referować przypadek.

Izzie - Dr Sheperd, pacjentka, Ruth Fisher lat 51, przyjęta do szpitala dzisiaj rano w stanie ciężkim z powodu krwawienia podpajęczynówkowego, krwiaka śródmózgowego nieurazowego. Wykonana angiografia mózgowa wykazała obecność tętniaka olbrzymiego na bifurkacji tętnicy środkowej mózgu.

Derek - Świetnie. (Derek chowa latareczkę do kieszeni, jeszcze raz bierze od Izzie kartę i coś wpisuje, po czym patrzy na stażystkę.) Proszę podać heparynę, zlecić jeszcze raz komplet badań, a potem przyjść z nimi do mnie. Mam przeczucie, że będziemy dzisiaj operować.
(Znowu coś wpisuje, mrucząc pod nosem.)
Ufa pani przeczuciom, dr Stevens?

Izzie - Oczywiście Dr Sheperd. Ufam swoim przeczuciom, nie wiem czy mogę ufać pana przeczuciom. Ja mam wrodzoną kobiecą intuicje, ona nigdy nie zawodzi *super uśmiech Izzie* Dr Sheperd, czy ona ma szanse?

(Shepherd uśmiecha się smutno znad karty.)

Derek - A co mówi ci twoja kobieca intuicja? (Izzie wyraźnie ociąga się z odpowiedzią.) Dr, Stev... Izzie. Każdy pacjent ma szanse. Zawsze. Zapamiętaj to. (Izzie też uśmiecha się smutno i jakby bez przekonania.) Dlatego tu jesteśmy, wiesz? Dlatego wy się uczycie. Dlatego Bailey każe wam ratować każdego, kogo przywiezie karetka. Bo każdy ma szanse.
A jeśli to cię nie przekonuje... Składaliśmy przysięgę. A kiedy wyjdziemy już z sali operacyjnej, będziemy mogli powiedzieć rodzinie tej kobiety, że robiliśmy wszystko, co w naszej mocy.
Nie chciałabyś, żeby ktoś tak o ciebie walczył, dr Stevens?

Izzie - Nikt nigdy o mnie nie walczył, sama walczyłam o siebie, nie wiem jak to jest i nie wiem czy chciałabym wiedzieć. Wziąć na siebie odpowiedzialność za czyjeś życie, to najtrudniejsze w tym zawodzie. Ale chcę spróbować, chcę wierzyć, że potrafię, że jestem wystarczająco silna by zrobić wszystko co w mojej moce by uratować ludzkie życie.

(Shepherd kiwa głową.)

Derek - I dlatego spotkamy się na sali operacyjnej. (Izzie uśmiecha się pod nosem i Derek nie może odmówić sobie przyjemności skomentowania tego.) Dr Stevens, asystuje pani, bo to pani przypadek. Nie, nie dlatego, że po wczorajszej orgii wszyscy inni stażyści są albo nieobecni, albo skacowani, albo jeszcze nie skończyli. A właśnie, widziałaś Meredith?
I proszę nie zapomnieć o badaniach. Czekam na ich analizę i w razie czego proszę zamówić salę. Zobaczymy jak tam twoja kobieca intuicja.

(Oddaje kartę i wychodzi.)

Korytarz

(Mark od samego poranka wypił hektolitry kawy. Po mimo tego oczy mu się same zamykają. To była pracowita noc. Jakby tego było mało to jeszcze kac.
Nie mogąc się skupić na kartach stawia je przed nosem Alexa z aroganckim "Masz" na ustach i leci do najbliższego automatu na kawę. Niestety chyba wyżłopał cały zbiornik ( 5 litrów ).)


Mark - Cholera trzeba lecieć na inne piętro.

(Tak więc Mark łapie windę wciska numer 5 i jedzie. Na drugim piętrze wszyscy wysiadają z windy, za to wsiada Meredith i też naciska 5. Mark od razu posądza ją że chce mu ukraść automat na kawę. Szybko otrząsa się z tej irracjonalnej hipotezy. Ale za ten poranek w łazience postanawia ją ignorować. Nie patrzy na nią i nie odzywa się słowem. )

(Po raz piąty tego dnia Meredith musiała odbyć przejażdżkę windą. Jak na złość kazali jej tylko znosić karty, odbierać badania, a to wszystko na innym piętrze. Wsiada do windy, w której na swoje nieszczęście spotyka Marka z miną obrażonego sześciolatka. Obrzuca ją pozornie obojętnym spojrzeniem nie odzywając się ani słowem. Meredith z racji bycia stażystką postanawia wykazać się kulturą)

Meredith - Dzień dobry doktorze Sloan

( w windzie zaczynają migać światła, Mark parska ironicznym śmiechem )

Mark - Teraz doktorze Sloan? Może mi się tylko wydawało ale w gabinecie mówiłaś do mnie Mark. I to w bardzo pieszczotliwy sposób.

Meredith - Teraz jesteśmy w pracy, a w gabinecie było trochę bardziej...prywatnie.

( Winda nagle staje, gasną wszystkie światła. Stanęła z takim impetem że dwójka podróżująca nią na 5 piętno poleciała na siebie.. yy.. znaczy na podłogę. )

Meredith - Cholera co jest!!

(Meredith i Mark lądują na podłodze, dokładniej mówiąc Mer wylądowała na podłodze, a Mark na niej. Ponieważ waga Sloana jest trochę większa niż waga chudej, mizernej stażystki, ta pozycja była zadowalająca tylko dla jednej strony)


Meredith - No dobra....Mark...możemy skończyć te dyskusje, tylko czy najpierw mógłbyś ze mnie zejść? Brakuje mi powietrza a twoje kolano wrzyna mi się w pośladek.

Mark - To nie kolano ( Mark zabiera szybko to coś i niechętnie schodzi z Mer )

Mark - No cholera co się dzieje?! ( Mark wstaje i idzie krok na przód ale potyka się o coś co przypomina kłodę ( najprawdopodobniej noga Meredith ) i lądu znów na Mer tym razem uderzając się głową o drzwi windy. Meredith czuje coś mokrego na policzku. Coś co ścieka z czoła Marka. )

Mark - Masz może jakieś Hello Kitty pod ręka bo chyba sobie rozwaliłem czoło. Dobrze że przynajmniej nie o gumową kaczuszkę...

Meredith - Nie kolano? To co? (Po dwuznacznym wzroku Marka, Mer uświadamia sobie co tak naprawdę wrzynało jej się w plecy i robi się czerwona jak młody burak w polu)
Mam twoją krew na policzku...(Mer ściera z siebie krew) Nieźle się poharatałeś...co ty tam mamroczesz? Plaster? Chyba coś tam mam (wyciąga nieodłączne hello kitty i podaje Markowi, który na kacu, z rozwalonym czołem wygląda nieciekawie) Poradzisz sobie?

( Mark schodzi z Mer, siada w miarę stabilnie, opiera się o ścianę windy i próbuje wycelować w ranę. Nie idzie mu to za dobrze. Raz trafia prawie w nos, innym tuż obok, na końcu plaster ląduje na włosach a Meredith parska śmiechem. )

Mark - No chyba sobie nie dam rady. Pomożesz?

(Mer politowaniem patrzy na Marka, zaczyna jej się robić żal tego nieporadnego , niewyżytego faceta)

Meredith - Jest troche ciemno, ale razem sobie poradzimy (Meredith wyciąga z włosów plaster i delikatnie, powoli przykleja go na czoło Marka. ) Chyba jest dobrze. Może być? (Mer siada obok Marka)

Mark
- ( w myślach: udawanie obolałej, nieporadnej, skacowanej pierdoły zawsze wychodzi na dobre )
No jasne. Nie umiem wręcz wyrazić swojej wdzięczności słowami ale inaczej chyba mi nie wypada w obecnej sytuacji. I mean... you and Derek.. czy jesteście razem?
Obecnie. Na poważnie. I co on wie o .. o nas?

(Meredith nie jest idiotką i wiedziała, że najpierw musi przykleić mu ten cholerny plaster, żeby w końcu porozmawiać o tym o czym chciała)


Meredith - Ja i Derek? No cóż...jak na razie to była jedna noc...co nie znaczy, że nie będzie się powtarzać...to znaczy chciałam powiedzieć, że nie wiem co z tego wyjdzie...w końcu jest żonaty z Addison....A co do...nas, to chciałabym cię...prosić (Mer trudno to słowo przechodzi przez gardło) o...dyskrecje, jeśli wiesz co mam na myśli...

Mark - Jeśli wolisz go ode mnie to i owszem będę dyskretny. A wolisz? ( Mer otwiera usta ) Nie odpowiadaj! To było pytanie retoryczne.
Cholernie chciałbym mu o nas powiedzieć.. ( Mer znowu otwiera usta ) however.. ( Mer zamyka buzie ) zależy mi na Addison. W dodatku chcę trochę jeszcze pożyć. Gratis naprawdę Cię lubię, więc nie powiem. Szczerze mówiąc miałem tez Ci prosić o dyskrecje.. ale jeśli już sobie obiecujemy że po wyjściu z tej windy nie będziemy się więcej puszczać po gabinetach to wykorzystajmy tą przychylność losu.. ( Mer parzy nań pytającym wzrokiem ) No windę, stojącą windę bez świadków, tylko ty i ja w egipskich ciemnościach.. ( nachyla się do Mer )


Meredith - Przychylność losu...chyba nie za bardzo rozumiem o czym mówisz..tak ci wygodnie w tej windzie? A co do dyskrecji to bardzo się ciesze, ze sie...zgadzamy... (Mer patrzy w przeszywające oczy Marka)

Mark - Nie.. to był poroniony pomysł ( Mark odsuwa się od Mer i zaczyna walić głową o ściane )
Zły Mark! Głupi Mark! Cholera no! ( widząc przerażenia w oczach Meredith przestaje )
Wybacz, chwila słabości. Umówimy się tak: Ja Cię nie dotykam, oczywiście o ile nie chcesz, a ty nie jesteś wredna. Jesteś wredna to ja Cię molestuje.
Bozzz.. co ja gadam...

Meredith - Spokojnie...każdego mogło ponieść...winda, ciemność te sprawy....Nawet gdybyś nie był męską dziwką sytuacja byłaby kłopotliwa. Może porozmawiajmy o czymś neutralnym? Ty i Derek? Nie...to nie jest dobry temat...Ty i Addison?(widzi minę Marka) To chyba też nie jest zbyt neutralne...No dalej pomóż mi bo skończymy siedząc w windzie i rozmawiając o kolorze wymiocin na podłodze w łazience...

Mark - ( wzdycha i siada obok Mer ) No nie wiem. Ktoś neutralny? No to ktoś kto nie uprawia z nami seksu lub ktoś kto nie uprawia sexksu z kimś z kim my go uprawialiśmy. Pfff... znamy kogoś takiego w tym szpitalu?
A może masz jakieś ploteczki. Może jakąś koleżankę która nie zadawała się ani ze mną ani z Derekim?

(Meredith przeczuwa, że wszyscy w szpitalu zapomnieli o dwóch najbardziej dziwkowatych lekarzach na planecie, i w windzie będą musieli zostać jeszcze jakiś czas. Siada więc wygodnie, żałując, że nie wzięła nic do jedzenia. Skoro już mieli spędzić ze sobą tak dużo czasu wypadało o czymś rozmawiać...O czymś co nie schodziło na temat seksu...Nie to nie możliwe...Trudno.. trzeba będzie kogoś obgadać. Wiedziała, że po wyjściu z windy będzie tego żałować, ale na razie liczyło się tylko to, żeby jej sam na sam z męską dziwką było jak najbardziej neutralne)

Inny korytarz xD

(Burke spacerował sobie po korytarzu szpitalnym gdy jego wzrok przyciągnęła burza rudych włosów, więc postanowił podejść do ich właścicielki)

Preston – Dzień dobry. Pani to pewnie doktor Montgomery-Shepherd? Żona Dereka Nasz nowy nabytek. (mierzy Addie od stóp do głów nie zdając sobie sprawy z możliwych konsekwencji) Preston Burke, kardiochirurg. (wyciąga rękę)

Addison – (Addison podaje rękę) Miło Pana poznać. Szkoda, że dopiero teraz, ale jakoś wcześniej nie było okazji.

Preston – No tak, Szef miał nas sobie przedstawić, ale ostatnio ma dużo roboty. Ja zresztą też jestem bardzo zabiegany (myśli: cały czas operuje albo sypiam z Cristiną) Przyjechała pani tutaj aż z nowego Jorku... (w domyśle: cóż to za powód bo chyba nie mąż) Pewnie ciężko się zaaklimatyzować, hehe (uśmieszek)

Addison –Właściwie.. .to muszę przyznać, że jakoś udało mi sie szybko przeniknąć do obsady Seattle Grace Hospital. Myślę, że duża w tym zasługa Dereka i Marka dzięki którym jestem chyba największym obiektem plotek, no pomijając Grey(Pager się odzywa) Miło było Pana poznać, ale muszę trochę popracować, do zobaczenia.

(Addison szybko odchodzi)

( George szykuje się do operacji pacjenta z perforacją wyrostka robaczkowego, nagle przychodzi do niego Cristina )

George - O Cristina!Operujesz ze mną, bo Bailey chyba Cię do mnie przysłała? Co ty taka inna jesteś ... Taka jakby ... jakby sztywna .... A impreza była, czy po niej ?? ( Zadaje głupie pytanie, sam jest skacowany przecież )

Cristona - (więc mnie nie widział, how good) Sztywny to będzie nasz pacjent, jak nie zaczniesz się w końcu przygotowywać. (niech on się odczepi, niech on się odczepi)

George - No ja się już szykuję... Cristinkoo ( szczerzy zęby ) czy to ty tańczyłaś przypadkiem na rurze z moją żoną? ( nawet nieźle wyglądała ) .

Cristina - Przypadkiem nie tańczyłam (w końcu specjalnie wlazłam na ten stół) (Cristina skupia się na przygotowaniach i zdaje się ignorować George'a)

George - Co ty taka dzisiaj nerwowa, jakieś takie nastroje humoru masz!! W ciąży jesteś czy co? ( Bożesztymój może ona naprawdę jest w ciąży!, nie ale no niby z kim? To nie wchodzi w rachubę ) ( George myje łapska dużą ilością środka odkażającego ) Masz może no ten dłubaczek do paznokci ? No ten co wy nim paznokcie czyścicie ? No wiesz.

Cristina - Lepiej zainteresuję się potencjalną ciążą swojej żony, a nie wszystko na mnie zwalasz. Hold on! Mam ci pożyczać MOJE rzeczy? A wyglądam na twoją żonę? (kiedy ta cholerna operacja się zacznie) A najlepiej to mnie nie drażnij, skoro tak nie chcesz moich humorów widzieć.

George - Co moja żona niby w ciąży? Będę ojcem, tak długo na to czekałem! ( zaczyna tańczyć oberka w kółko ) Ojdana Ojdana Krysieńko kochana Ojdanadana HEJ!!! Tylko czemu ona o tym mi nie powiedziała? Macie jeszcze przede mną z ŁASKI PAŃSKIEJ JAKIEŚ TAJEMNICE ?? ( biedna Cristina musi być naprawdę w złym humorze xD )

Cristina - POTENCJALNĄ, O'Malley, sprawdź to słowko w słowniku (dzisas, co to za...) A teraz dokończ przygotowania i chodź na tą cholerną operację!

George - A już myślałem że jest! ( Kurcze po co tak sie cieszyłem ) Cristina jam już gotów a ty ?

Cristina - A nie zauważyłeś może, że czekam na ciebie od 15 minut? Besides, I'm always ready. W razie czego to ty gadasz z Bailey, czy z kim tam mamy operację, I don't care.

George
- Oppsss z Bailey!! Zapomniałem ( myśli: znowu czegoś zapomniałem, kiedy skończę być dzieckiem specjalnej troski ? ) Idziemy w takim razie... Cholera zapomniałem jeszcze coś, ale to nic szczególnego ( OMG a rodzina pacjenta o niczym nie wie)

Cristina - Hold on! O czym "niczym szczególnym" zapomniałeś? [podejrzliwa mina]

George - Eeeeemmmmm .... no zapomniałem... zapomniałem ( jąka się ) powiedzieć rodzinie pacjenta o jego operacji. Ooopss, najwyżej powiem jak będzie po. Pacjent zgodę podpisał więc możemy iść operować, prawda ?

Cristina
- Oczywiście, że nie! Lecisz do rodziny, ja zatrzymuję Bailey, byle szybko.

George - Na jak karzesz Cristina. Już idę, tylko błagam nic o tym zdarzeniu nie mów Bailey bo znowu sie będzie na mnie darła, ja już nie chce. Dobrze?

Cristina - A to już od Nazi zależy co powiem. (z Nazi! Gadac! Zatrzymywać ją! Holy...)

Winda

Mark - I miałaś wtedy 3 latka?! Seriously!? ( śmieją się do rozpuku )
Jak miałem 3 lata to nawet by mi nie przyszły do głowy takie sprośne rzeczy! ( śmieją się jeszcze głośniej, słychać ich chyba w całym szpitalu ) Chociaż.. miałem kiedyś podobną sytuacje w parku. Ale ja miałem 11 lat chyba! ( Mer nie może oddychać ze śmiechu, Mark krztusi się ze śmiechu, wyglądają jakby nieźle się naćpali. Czy czasem Mark nie nosi tabakierki w kieszeni...? )
No dobra starczy bo zaraz zejdę. A nie masz czegoś z innej beczki?
Prawdziwych szpitalnych plotek? Na przykład jakaś ambitna stażystka sypiająca z rezydentem albo...

Meredith - Skąd wiesz? Burke ci mówił? (widzi zaskoczoną minę Marka) Chociaż nie...on nie wygląda na kogoś kto by o tym opowiadał....facet w takich sweterkach nie chwali się, że przeleciał stażystkę..zwłaszcza Cristine, bo mógłby się pożegnać z klejnotami (Mer zaczyna rechotać) Chyba nie powinnam mówić tak o rezydencie (śmieje się jeszcze bardziej) Czy jest tu jakiś rezydent, który nie zaliczył stażysty?

Mark - Eemmm... Ja nie, Derek nie, Preston też najwidoczniej nie, kogo jeszcze tutaj mamy.. a Addison! Może ona chociaż ja nie wiem co ona po kątach robi.. szczególnie przy takim facecie jak ja.. ale załóżmy ze ona. No i ..i.. Richard? Wygląda na takiego.. ograniczony.. wiekiem. Bailey? Współczułbym temu stażyście... No czyli nie jest tak źle.. A jeszcze Torres! Ale Ona chyba jest spowinowacona z O'Malleyem. A ta Cristina to ta bezczelna taka.. taka ambitna cholera.. taka koreańska?
A jest jakiś stażysta który nie spał jeszcze z rezydentem?
Ty to już w ogóle dwóch co najmniej zaliczyłaś, jeśli nie masz więcej nas na sumieniu.. ( Mer nie może powstrzymać rechotu )

Meredith - Izzie i Alex święte dzieci boże są tak zajęci sobą i udawaniem niezainteresowanych, że chyba na razie darują sobie szefów. A co do Cristiny to tak...to ona. A ja? To było zupełnie przypadkowe...ja, ty...to znaczy nie, żeby niemiłe, nawet bardzo...miłe, ale rozumiesz, czysty przypadek, zbieżność potrzeb...a Derek to...Derek...nawet nie wiem jakim jest facetem, czy opłaca się starać...Zaraz, zaraz...przecież byłeś jego najlepszym przyjacielem (Mark najwyraźniej nie jest zadowolony ze słowa 'byłeś) musisz dużo o nim wiedzieć...No co..mi nie powiesz..jakieś wstydliwe sekrety? Choroby weneryczne? Przywiązanie do damskiej bielizny? Strój pielęgniarki w szafie? Cokolwiek?

Mark - (Mark chwile waha się ) Słuchaj.. bardzo uważaj na jego włosy. To jego czuły punkt. Of course jak będziesz chciała mu dokuczyć to wal śmiało! Tylko te jego włosy osiągnęły już taki stopień świętości że to już nawet nie jest fetysz..
Nie licz że Ci powiem coś złego o ni.. w końcu byłem jego przyjacielem.. ( zaczyna chichotać ) chociaż jest taka jedna sprawa.. ( Mer rzuca mu spojrzenie "GADAJ!!!")
(Mark nachyla się do Mer i szepcze) No więc kiedyś zrobiliśmy sobie wypad do Tijuany...

Inna część szpitala

Cristina - Dr Bailey! Dr Bailey! Ten pacjent jeszcze nie może być operowany! Podobno mają kable wymieniać, albo usprawniać, tak, na pewno usprawniać pracę akumulatorów. Co by było gdyby podczas operacji wysiadł prąd? A tak w ogóle to chyba rodzina pacjenta zapomniała o operacji, uważam, że trzeba ich ponownie o wszystkim poinformować. (myśli: posłuchaj mnie choć raz, nie patrz się tak na mnie, nie zabijaj)

Bailey - Yang! Jakie kable? jaki prąd? żaden prąd nie wysiądzie, przecież jest zasilanie awaryjne! No i jakie tam wymienianie kabli? Czemu ja o niczym nie wiem?
Jak to rodzina pacjenta zapomniała o operacji? A jesteś pewna że o niej wie? Miałaś ich wczoraj zawiadomić! Zrobiłaś to? Czy byłaś tak zaaferowana imprezą u Grey że zapomniałaś? To Yang jak to było?
Rodzina postanowiła nie wspierać psychicznie swojej matki, żony i córki? Zamiast tego woleli zostać w domu i obejrzeć powtórkę "M jak miłość"?? A może NIE WIEDZĄ ŻE ICH CÓRKA MA MIEĆ OPERACJĘ??

Cristina - Wiedzą, ale zapomnieli. I nie zapomnieli przeze mnie! Znaczy (holy crap) kable wysiadają i w ogóle. No i ma przyjechać. Mają przyjechać. Z elektrowni. I w ogóle. (boże, jak tu być sobą, przy niej?!)

Bailey - Dobra Yang, niech Ci będzie.
Idź sie dowiedzieć co będzie z tym prądem. Potem zobacz czy rodzina już przyjechała i wytłumacz im na czym będzie polegała operacja.

Cristina - Dowiedzieć? Gdzie dowiedzieć? Znaczy, ja to tylko słyszałam. A rodzina, rodzina, George nie może iść? (gulp)

Bailey - Yang, jak bardzo chcesz mnie zdenerwować?
Jak to tylko słyszałaś? To nie sprawdziłaś tego? Dlaczego przychodzisz do mnie z takimi głupotami? Dowiedz się najpierw, a nie zawracasz mi głowę!
A do rodziny możesz posłać O'Malley'a, bo coś mi sie wydaje że z tym prądem to trochę Ci się zejdzie.

Cristina - Kiedy ja nie wiem gdzie szef jest! I pomyślałam, że dr wie. (o m g, co ja robię)

Bailey - No widzisz, każdego dnia sie człowiek dowiaduje rzeczy przydatnych do życia. A jakby w domu zgasło by Ci światło to co byś zrobiła? (patrzy z politowaniem na Cristinę)
Taka jesteś mądra to się dowiedz gdzie masz sie dowiedzieć! I nie trać mojego czasu głupkowatymi pytaniami!
(odchodząc, ale nie odwracając się mówi)
A jak już sie dowiesz, co może potrwać, to idź do archiwum i sprawdź ile razy podczas operacji na otwartym sercu gasło światło i co wtedy robili. To tak na przyszłość, jakbyś kiedyś przypadkiem nie usłyszała że "maja coś robić z kablami" .

Cristina - Tak jest sir! (niewyraźnie patrzy się za odchodzącą Bailey i myśli: Nazi hates me... Zostanę 007, czas zabić Bambiego)

(Sala operacyjna, w tle jakaś cicha muzyczka. Przy stole operacyjnym personel zajęty pracą. Izzie patrzy przez ramię Derekowi.)

Derek - 5 tysięcy heparyny. Co teraz, dr Stevens? (Izzie sie plącze.) Spokojnie. Nie szukaj daleko, nie wymyślaj. Podaliśmy heparynę, zapobiegającą tworzeniu się skrzepów. Skrzepów krwi. Co teraz w takim razie?

Izzie - Teraz podnosimy ciśnienia skurczowe do 150-160 mmHg, potem zakładamy klips czasowy (Izzie niepewnie zerka na Dereka), klips czasowy może byc zakładany pięciokrotnie nie dłużej niz na 3 minuty. (Izz w myślach: Yay! )

(Derek uśmiecha się do niej, jak do najlepszej uczennicy w klasie.)

Derek - Tak jest, dr Stevens. Chciałabyś? (Izzie patrzy niepewnie, nie będąc pewną, czy dobrze zrozumiała.) Jak sama pani powiedziała, po założeniu klipsu będę miał trzy minuty. To wcale nie jest tak długo, dr Stevens, jakby się mogło wydawać. Możliwe, że będzie pani musiała zdjąć i na powrót założyć klips, podczas gdy ja będę mocował się z resztą. Are you in?

(Izzie podnosi głowę i patrzy na Derek'a pewnym wzrokiem)

Izzie - oczywiście, że jestem gotowa Dr Sheperd. Nie przepuszczę takiej okazji *rockstar smile*

(Derek odsuwa ją, dopuszczając do pola operacyjnego. Izzie świetnie sobie radzi i mimo drobnych problemów wszystko idzie dobrze. Personel zajmuje się pacjentem i salą, po czym wychodzi. Derek i Izzie myją ręce. Shepherd uśmiecha się z podziwem.)

Derek - Świetna robota, dr Stevens. Seriously. Umiejętność trzymania nerwów na wodzy to jedna z najważniejszych cech dobrego chirurgia. A teraz może mi powiesz, dlaczego miałem wrażenie, że kiedy nie pozwoliłem ci iść książkowym trybem, nazwałaś mnie w myślach mordercą? Nie zawsze to, co powinno być słuszne, jest takie naprawdę. Kiedy zapytałem cię, co powinnaś zrobić, sama się wahałaś, bo książkowa odpowiedź wydawała ci się zła. A jednak później się zawahałaś. Dlaczego?

Izzie - Jak mam się nie wahać kiedy trzymam rękę w cudzym mózgu? Kiedy życie człowieka jest w moich rękach, a wszystko zależy od decyzji jaką podejmę? Książki to wszystko co znam, do tej pory tylko na nich mogłam polegać. I sam pan wie, że nie jest łatwo zapomnieć wszystkiego, czego się nauczyłam. Zdaję sobie sprawę z tego, że muszę się nauczyć myśleć samodzielnie, ale to wymaga czasu.

Derek - Myślę, że właśnie dlatego, że trzymała pani ręce w czyimś mózgu nie powinna się pani wahać, dr Stevens. Dobra, zostawmy to.
(Odwraca się i plecami opiera o umywalkę. Patrzy na Izzie.)
Izzie, spokojnie. Gdzie twoja pewność siebie? Masz prawo się zawahać - może niekoniecznie w trakcie "trzyminutówki", ale masz. ALE musisz nauczyć się bronić swojego zdania. Właśnie z powodu intuicji, o której mówiliśmy. Musisz mieć siłę przebicia. Postawić na swoim. Nie przepraszaj. Czasem warto powalczyć, nawet jeśli się mylisz.

Izzie - Moja pewność siebie pozwala mi dostrzec swoje wady, co nie jest oznaką słabości. Będę się wahać, bo jestem człowiekiem. będę przepraszać, kiedy popełnię błąd. będę stawiać na swoim, kiedy będę na 100% pewna, że mam rację. I będę walczyć. O swoich pacjentów i o to kim jestem.

(Derek się śmieje przyjaźnie.)

Derek - Świetnie, Stevens, tak trzymać. Ale pamiętaj, nie ucz się być asertywna na Bailey - to nie byłby dobry pomysł. (Poklepuje ja po ramieniu.) Jeszcze raz - dobra robota.

(Wychodzi.)

W tym samym czasie, w windzie..

Meredith - Do Tijuany...(Mer słucha uważnie Marka) No nie mów! On? Pokaz płonących jąder....(Mer zanosi się histerycznym śmiechem) No nie powiem gorący z niego facet...(oboje z Markiem chichotają) Mówiłeś coś o włosach? To dlatego gdy dzisiaj w nocy jego włos lekko zaczepił się o mój stanik, zrobił minę jak zbity pies...(płaczą ze śmiechu) Ale koniec plotkowania o Dereku. To naprawdę p


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mark
Administrator
PostWysłany: Pon 21:42, 18 Cze 2007
Administrator


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course

(Wychodzi.)

W tym samym czasie, w windzie..

Meredith - Do Tijuany...(Mer słucha uważnie Marka) No nie mów! On? Pokaz płonących jąder....(Mer zanosi się histerycznym śmiechem) No nie powiem gorący z niego facet...(oboje z Markiem chichotają) Mówiłeś coś o włosach? To dlatego gdy dzisiaj w nocy jego włos lekko zaczepił się o mój stanik, zrobił minę jak zbity pies...(płaczą ze śmiechu) Ale koniec plotkowania o Dereku. To naprawdę porządny facet. Naprawdę. No, ale powiedz coś więcej....rezydenci na pewno mają swoje tajemnice ...(ciekawski uśmiech)

Mark - Tajemnice? Nie...
Chociaż.. np. często kogoś się przypadkiem zobaczy pod prysznicem.. ( widzi kpiący wzrok Mer ) No na prawde przypadkiem!!! Po prostu te nasze prysznice się nie domykają! I to jest tragiczne! Tylko trzy kabiny i na dodatek niedomykające się!
Albo... w każdym miejscu w tym szpitalu kto się gzi! Seriously! Gdzie się spojrzeć to ludzie się puszczają po kątach! Schowki,składziki,brudowniki,gabinety (puszcza oczko), sale operacyjne nawet ... Podobno schowek - szpitalny sex-pokój jest tak oblegany, że trzeba będzie się niedługo wpisywać się na grafik! A rezydenci to już wogóle.. stażyski, pielęgniarki, recepcjonistki, sprzątaczki, woźne...

Meredith - Schowek? Ciekawe miejsce, jeszcze nigdy nie korzystałam...znaczy nie żebym zamierzała, ludzie znają bardziej cywilizowane miejsca, chociaż gabinet muszę przyznać do takich nie należał...Chodzą też plotki, że ktoś w szpitalu rozsiewa syfilis..(patrzy podejrzliwie na Marka) Ale to nie ty prawda?

Mark - JA?!?! Czuje się urażony! Do głębi! ( Mer chichocze ) Syfilis był tutaj na wiele przed moim pojawieniem się! Seriously! W dodatku ja jestem profesjonalistą! Nie przenoszę chorób płciowych! Nigdy!
( coś chrobocze a drzwi do windy otwierają się powoli )
Cho cho cho.. nadchodzą...

Meredith - O tak, wyglądasz na....profesjonalistę. (Mer słyszy dźwięki zza drzwi) Czyżby to po nas? (Słyszą kilka głosów w tym Addison i Dereka) Tak..to zdecydowanie po nas..

Mark - Tak, to chyba po nas.. zdecydowanie po nas... ( Mark wierci Meredith wzrokiem ).
Wiesz... było bardzo przyjemnie... chyba... nawet się polubiliśmy można powiedzieć, nie? W końcu jesteśmy parą wstrętnych kochanków. Dziwne by było gdybyśmy nie znaleźli wspólnego języka. Co powiesz na Dirty Misteress Club? Nic nie zobowiązujący. Gdybyś potrzebowała wsparcia...

Meredith - Dirty Misteress Club? ( Mer się śmieje) Wiesz..to nie jest wcale zły pomysł...Czasem mam wrażenie, że takich jak my nikt nie zrozumie, więc musimy wspierać się sami...Żeby no...nie stracić poczucia własnej wartości...Teraz wiem, że to wszystko co o tobie słyszałam to tylko plotki. Jesteś na prawde fajnym facetem i ciesze się, że mam przynajmniej jednego normalnego współlokatora.

(Mark i Mer nadal siedzą uwięzieni w windzie. W tle słychać pukanie, i wiercenie wiertarki. Nagle drzwi otwierają się...niestety winda utknęła pomiędzy pietrami i wyjście na zewnątrz jest dość wąskie)


Denny - No to gotowe, możecie wychodzić! (usmiech Denniego) będę musiał wejść do środka i coś tam pomajstrowac.

( Mer podskakuje do szpary , ale jest zdecydowanie za wysoko dla tak drobnej osóbki więc Mark patrzy z politowaniem na wysiłek Mer )

Mark - Eee.. Meredith? Może bym Cię podsadził?

( Mer chwile waha się, ale w końcu zgadza się. Mark podchodzi i moment zastanawia sie jak ją złapać bez podtekstów. W końcu łapie mocno w pasie i podsadza ją )

(Po ostrym zjechaniu Bambiego z góry na dół, wykrzyczeniu mu tego, że ma rodzinę poinformować i paru nieprzyjemnych komentarzach, Cristina posłuszna rozkazom dr Bailey wchodzi do 1 z 27 pokoi mieszczących archiwa. Zaskoczona, staje w drzwiach)

Cristina - Dr Burke! Witam. (Cristina podchodzi do pierwszej lepszej szafki i przeszukuje dokumenty)

Preston - O, Cristina! Miło cię widzieć (lekkie zmieszanie) Pewnie Bailey zatrudniła Cię do jakiejś głupiej papierkowej roboty...

Cristina - (nie odrywając wzroku od papierów) Tak, znaczy nie. Robota jak robota. W każdym razie tu tego nie ma (a czego w ogóle szukam?) [Cristina zmierza ku kolejnej szafce, jednak w wskutek niezapowiedzianej awarii i związanych z nią egipskich ciemności Krysia wpada na Prestona ze skutkiem upadkowo-podłogowym] ( ooooh great)

Preston - Hmm... całkiem wygodna pozycja (uśmiecha sie a potem namiętnie całuje Cristinę w usta)

Cristina - ( po chwilowym zatraceniu odrywa się od Prestona) Sexu nie będzie! Anię dopadła grypa! (próbuje wstać, niestety coś nie za bardzo jej to wychodzi)

Preston - Może to przeznaczenie ze nie możesz wstać (błogi wyraz twarzy) Ale jak to nie będzie? Zawsze jest!

Cristina - Ale. Ale ciemno jest, prądu nie ma, powinnam iść do dr Bailey. (Cristina wie, że nie powinna tego robić, ale tu... jest inaczej) Chyba jednak mogę się spóźnić. Parę minut.

Preston - Ooo więc jednak (Preston ochoczo zabiera się do rozbierania Krysi, trochę nieporadnie, bo po ciemku, ale w miarę daje rade)

[w akompaniamencie ochów, achów, jęków, krzyków i hałasu przewracanych mebli kamera przenosi się gdzieś indziej]

(Meredith zmęczona- tak można zmęczyć się kilkugodzinnym siedzeniem w windzie, krąży bez celu po szpitalu. Ma zamiar iść na górę poszukać Cristiny, dla miłej odmiany idzie po schodach. Jest wymiętolona i marzy tylko o łóżku. Wchodzi stopień po stopniu z głową spuszczoną w dół. Zupełny przypadek, a może przeznaczenie, sprawia, że wpada prosto na Dereka.)

Meredith – O...cześć. Przepraszam zagapiłam się i nie zauważyłam jak schodzisz. Nie poturbowałam cię za mocno?

Derek – Nie. Hello Kitty mnie chroni najwyraźniej. Ale ty nie wyglądasz najlepiej - pięknie ale nie najlepiej. Kawy? (Mer wzrusza ramionami.) Zdecydowanie kawy. Nic tak nie pomaga lekarzowi jak wielorazowo używany jednorazowy kubek lurowatej kawy z automatu. Chodź.

Meredith – Apropo Hello Kitty...coś się odkleja (Meredith poprawia nieporadnie przyklejony plaster, udając, że nie widzi uśmiechu Dereka) Mówiłeś coś o kawie? Chyba nie powinni nas razem widzieć ( zmęczony głos) a zresztą, dla kawy zrobię wszystko...prowadź (potulnie idzie za Shepherdem)

(Derek, doskonale zdając sobie sprawę, że idzie za blisko Meredith, żeby nie wzbudzać podejrzeń, prowadzi ją korytarzami szpitala. Ponieważ kobieta nie wygląda na kogoś, kto jest w stanie złożyć składne zdanie ani nawet rozłożyć nóg*, nie próbuje nawet zaczynać rozmowy. Zamiast tego zastanawia się, czy Mark jest taki męczący sam w sobie, czy też powinien mu jednak przylać za tę akcję z windą. Wcześniej miał zamiar zrobić to profilaktycznie, ale po kilku godzinach nad stołem operacyjnym mu przeszło.)

Derek – Meredith, żyjesz. (Mer coś odburkuje pod nosem.)

(Wreszcie wchodzą w korytarz na najwyższym piętrze i podchodzą do szpitalnych łóżek, które zwykle służą za miejsce odpoczynku stażystów. Mer siada na jednym i opiera się o ścianę, a derek walczy z automatem do kawy. W końcu siada obok niej i wkłada jej w ręce ciepły kubek.)

Derek – Przyniosłem ci kawę, czytaj uratowałem życie, i nie pozwolę teraz się wymknąć. Prawda - spędziłaś dzisiaj całe przedpołudnie z Markiem w windzie czy nie?

Meredith – Musze odpowiadać na to pytanie? (Derek kiwa głową) No więc spędziłam dzisiaj całe przedpołudnie z Markiem w windzie. I jestem cholernie wyczerpana. No i uratowałeś mi życie (Meredith zamyka oczy i jest bliska zaśnięcia z kubkiem kawy w dłoniach)

(Meredith opiera głowę na ramieniu Dereka, najwyraźniej mając nadzieję, że da jej spokój. I każdego innego dnia pewnie by dał, ale nie tym razem.)

Derek – Meredith, serio. Mark jest... potrafi być... On był moim przyjacielem - długo. Dlatego wiem. Po prostu uważaj na niego.
W dodatku, jak widać po przykładzie mojego małżeństwa, nie jestem specjalista od związków. Jestem apodyktyczny, egocentryczny i podejrzliwy. W dodatku nie wiem, czy seks na imprezie można nazwać preludium związku. I za dużo mówię.
Jestem mężczyzną - musisz mi to wybaczyć. Dlatego pytam. Chciałbym wiedzieć. Zawsze chcę wiedzieć, to moja kolejna wada?
(Uśmiecha się.)
Czym cię zamęczyła pierwsza męska dziwka?

(Meredith jest dobrze. Bardzo dobrze. Mogłaby tak siedzieć cały dzień. Gdyby tylko nie gadał. Mer, która rzadko miała do czynienia z gadającymi mężczyznami, dopiero oswajała się z sytuacją.)

Meredith – No… rozmawialiśmy...o niczym ważnym. O pogodzie, o Meksyku, o szpitalu...takie tam głupstwa... A ty... chcesz wiedzieć. To nie wada, tylko ja jestem dziewczynką z problemami. Głupimi problemami, które jednak dla mnie są ważne. To nie wada, ze pytasz...tylko… ja po prostu nie jestem przyzwyczajona.

(Mruczy, głaszcząc Mer po plecach i czując, że zaraz mu zaśnie, mimo silnej dawki kofeiny.)

Derek – Ok. Lubię kobiety z problemami. Są ciekawe. Są pociągające. Są trudne. Ja tez jestem trudny, ale się ukrywam. Zobaczysz jeszcze, zobaczysz. Ciekawy jestem, co on opowiadał ci o Meksyku, biorąc pod uwagę, że nasze relacje z tej wyprawy zawsze są skrajnie różne. No, na razie nieważne. (Chwila ciszy) Meredith? Chcesz się przyzwyczaić?

(Meredith spogląda na niego zaciekawionym i wciąż zmęczonym wzrokiem)

Meredith – Najpierw musiałabym spotkać kogoś do kogo mogłabym się przyzwyczaić, a to jest...skomplikowane. (mówi ostrożnie) I lubisz kobiety z problemami? A nie wyglądasz na sadystę...

Derek – Nie? A na kogo wyglądam twoim zdaniem, hmm?

Meredith – Na bardzo porządnego faceta, który zdrowo się odżywia, regularnie biega, chodzi na długie spacery, a problemy omijają go z daleka. No i jest największym podrywaczem w Seattle. Zgadłam?

(Derek się śmieje.)

Derek – Nie, nie zgadłaś. A największym podrywaczem i pierwszą dziwką jest, jak powszechnie wiadomo, Mark, twój nowy przyjaciel. A ja? Może po prostu nauczyłem się stwarzać pozory. W końcu przez jedenaście lat byłem mężem Addison i wszyscy się dziwią, że się rozeszliśmy. My nie byliśmy zaskoczeni, mogliśmy udawać, ale nie byliśmy.
(Wzdycha. Meredith zamykają się oczy i coraz bardziej się na nim opiera. Derek kładzie się na łóżku, na którym siedzą, a Mer układa się obok niego.) Wiem już o tobie te wszystkie straszne rzeczy, więc może powiesz mi teraz, od czego uciekasz?

Meredith – Mark, to nie żaden przyjaciel...zacięliśmy się w windzie i tyle… No może mamy ze sobą trochę wspólnego (ziewa) I uwierz nie wiesz wszystkich strasznych rzeczy. (śmieje się) No i wcale nie uciekam. Staram się być stabilna. Staram się być rozsądna. Staram się...starać. Chyba jestem zbyt zmęczona, żeby powiedzieć ci o sobie coś odkrywczego..

Derek – Starasz się? To dobrze. Ale pamiętaj, że jeśli nie możesz to nie możesz. Nie musisz móc. Nie musisz być ani stabilna, ani rozsądna, ani nawet pozbywać się swoich problemów. Ale powinnaś walczyć o samą siebie i o to, czego chcesz. Co najmniej z taką zawziętością, z jaką, mam nadzieję, walczyłaś z Markiem w windzie, kiedy się do ciebie dobierał. Tylko mi nie mów, ze się nie dobierał - za dobrze go znam.

Meredith – Jak widać znasz go bardzo dobrze. I dlaczego jesteś taki miły? Nie możesz być zbyt miły bo przy miłych mężczyznach robie się zbyt swobodna co nie kończy się zazwyczaj dobrze...Jeden plus że tu nie ma alkoholu, ale kilka godzin w windzie daje podobne efekty...boże jaka jestem zmęczona.... (ziewa, zamyka oczy i udaje się w objęcia Morfeusza)

(Derek widzi, że Meredith zasnęła.)

Derek – Nie jestem miły (mówi do siebie, wiedząc, że ona go nie słyszy.)

(Jeszcze przez długą chwilę leży obok niej, przypominając sobie, jak przyjemnie jest po prostu obok kogoś leżeć i go przytulać. Bez podtekstów, bez oczekiwań, bez winy. Zastanawia się nad tym, co od niej usłyszał, ale dochodzi do wniosku, że to nie jest dobre miejsce. Wstaje więc i odchodzi, kładąc Mer pod głowę szpitalny polar, który miał na sobie.)


(Kolejny wieczór w barze. Addison po pracy przyszła sie zrelaksować nad kieliszkiem martini, w barze rozbrzmiewa muzyka R.E.M. - Everybody hurts, która zmusza Addison do rozmyślań nad własnym życiem)

(Izzie wchodzi do Joe i widzi siedzącą przy barze Addison.)

Izzie - Witaj Addie! Ciężki dzień? Mogę się przysiąść? Joe, dla mnie bacardi z colą (Izz uśmiecha się do Joe i siada obok Addison) Chcesz pogadać?

Addison - Hey Izz, siadaj (Addison wskazuje miejsce obok) A tak sobie siedzę i myślę o tych wszystkich facetach... to jest jakby inny gatunek! Weźmy takiego Dereka... mój szanowny małżonek z obsesją na punkcie własnych włosów! God! On na ułożenie fryzury zawsze poświęcał więcej czasu niż ja! A jak tam twoje doświadczenia z facetami?

Izzie - McDreamy ma obsesje na punkcie włosów? Seriously? (Izzie wybucha śmiechem) Moje doświadczenia z facetami, hmm... nie ciekawego, byłam przez jakiś czas z jednym hokeistą, ale okazał się kompletnym palantem. Teraz pojawił się Alex, ale jeszcze nie wiem czy coś ztego będzie... A jak jest z Tobą? Nadal jesteś żoną Dereka i mieszkasz z Markiem? Przepraszam, to nie moja sprawa... (Izzie rzuca przepraszające spojrzenie) chociaż Derek chyba też już chyba tam mieszka, ups... tego chyba też nie powinnam była mówić...

Addison - Relax, wiem o Dereku, po spotkaniu z Grey w jego koszuli na schodach! Którą BTW dostał ode mnie! Tzn, wiem, że sypia Grey, a ona swoją drogą sobie nie żałuje, najpierw Mark, potem Derek, jeszcze trochę i dorówna Olivii, która chyba wszystkich w szpitalu zaliczyła wliczając salowych i gościa od konserwacji generatorów. A Mark... Mark był przyjacielem moim i Dereka... do czasu... aż się z nim nie przespałam. Ale przecież nie można mnie za to winić (uśmieszek). Karev... jeszcze go nie poznałam zbyt dobrze, na pierwszy rzut oko wydaje się trochę chamowatym cwaniaczkiem... znasz go lepiej, powiedz coś więcej.

Do Joe: Joe nalej mi jeszcze...

Izzie - Bożesztymój, to historia jak z mody na sukces jest! Seriously!!! Mark, Derek, Ty... Niesamowite! (uwielbiająca ploteczki Izz patrzy na Addie błyszczącymi z wrażenia oczami i policzkami zarumienionymi od nadmiaru wrażeń) Alex, ona gra takiego cwaniaczka, ale kiedy chce potrafi być naprawdę cudowny, miły i czuły... (Izzie uśmiecha się tajemniczo), ale nie wiem czy będzie chciał... W tym cały problem.

( Mark wpada do baru. Rozgląda się szukając znajomych twarzy. Z ulgą stwierdza żę przy bardze siedzi jakaś ruda ze znajomym pyszczkiem. Szybko przepycha się w jej kierunku. )

(Mark przerywa wyznania Izzie)
O, Mark... eee... Dr Sloan

Mark - Addison jak dobrze Cię widzieć! ( całuje ją w policzek ) Co to był za dzień... O! Stevens!

Addison - Hej Mark, myślałam, że masz dyżur dzisiaj. My sobie tutaj miło gawędzimy z Izzie. Idź może w rzutki pograć, potem pogadamy. (Mareczek odchodzi i idzie grać w rzutki!)

Do Izzie: God, myślałam, że on ma dzisiaj dyżur... whatever, a jak się czujesz w naszym pociesznym, radosnym lokum? Doborowe towarzystwo co nie?

Izzie - O tak, wesoło jest... a to dopiero kilka dni! Co będzie dalej, aż boje się myśleć. Nasze wspólne opijanie twojego przybycia skończyło sie spotkaniem z neurochirurgiem (Izzie widzi zaskoczone spojrzenie Addie) Nie, nie z tym neurochirurgiem i tylko w celach medycznych! Ale myślę, że sytuacja z w wesołym domku będzie się rozwijać, ciekawe kto jeszcze się wprowadzi?

(Rozmowę Izz i Add przerywają otwierające sią drzwi wejściowe...wchodzi Alex. Siada obok dziewczyn i jakby ich nie zauważa)

(Alex, usiadł, Addison z Izzie konwersują sobie w najlepsze nie zwracając na niego uwagi)

Addison - Bardzo wesoło jest! A ja się już odzwyczaiłam od takiego 'studenckiego' życia, z chęcią powrócę do tych cudownych czasów! (diabelski uśmiech) Poza tym po życiu jakiś czas w przyczepie, mieszkanie u Grey jest szczytem marzeń! Seriously! Myślisz, że jeszcze jakieś zbłąkane istotki sie wprowadzą? Chyba tylko młodego małżeństwa O'Malley nam brakuje. Bo pielęgniarki mam nadzieję, nie wchodzą w grę!

Izzie
- Nie, pielęgniarki to już by przesada była, seriously? (Izzie nachyla się do Addie i szepcze) A temu o co chodzi? Przyszedł, usiadł i siedzi. I w ścianę się wpatruje. Ja nie rozumiem facetów... Może teraz kiedy mnie przeleciał, stracił zainteresowanie...

(Alex przybliza się do dziewczyn)


Alex - Izzie nie musisz szeptać ja i tak wszystko słyszę ( uśmiech) chyba wam nie przeszkadzam?

Addison - Izzie! Izzie! Halo?(Addison macha ręką przed oczyma Izz) Izzie! Obudź się! (Addison szturcha Izzie) Izzie!
Dobry wieczór dr Karev. Czy dzisiaj nikt w tym szpitalu nie pracuje? Izzie trochę nam wcięło, ale zaraz się ożywi.

(Izzie udaje, że nie słyszy i zastanawia sie co powiedzieć po tym co już powiedziała, a mówić nie powinna była)

Izzie - Tak, tak wszystko w porządku, zamyśliłam się troszeczkę ... Hej, Alex, jasne, że nie przeszkadzasz.

Alex - Dr. Montgomery może przejdziemy na ty, w końcu mieszkamy w jednym domu. A co do szpitala to pewnie ktoś pracuje ale na pewno nie osoby które wczoraj byłe na imprezie.
Izzie co Ci jest??

(Izzie nadal jakaś nieprzytomna)

Addison - Izzie! Słonko! Ocknij się! (Izzie jakby zaczyna powoli kontaktować)

Do Alexa: No to w takim razie Addie jestem. Pomóż mi jakoś Izzie wybudzić, bo odpłynęła!

Alex - do Addison: a ja Alex
Izzie Izzie!!!! (Alex łapie Izzie za rękę) Izzie ocknij się co Ci jest?

Izzie - Tak, już wszystko w porządku, to tylko zmęczenie po nieprzespanej nocy (Izzie uśmiecha się do Alexa) Chyba powinnam iść do domu. A wy, balujecie dalej czy idziemy razem?

Alex - Tak tak zmęczenie ja wiem swoje a może ty jesteś w ciąży??

Izzie - *Izzie rzuca Alexowi miażdżące spojrzenie* Nie Karev, nie jestem w ciąży. Wybij to sobie z głowy raz na zawsze. A teraz idę do domu. (Izzie wstaje i zmierza w strone drzwi)

Alex - Czekaj Izzie odprowadzę Cię. Do zobaczenia w domu Addie.

Addison - Ale ona nerwowa i niespokojna, takie wahania nastroju, może rzeczywiście ciąża... ja tam nic nie wiem, u mnie na konsultacji nie była... Idź z nią Alex, bo się o nią martwię. Ja muszę jeszcze z Markiem pogadać, więc zostaję. (Alex biegnie za Izz, Addison kończy drinka)

W tym samym czasie..

( Mark odtrącony przez wyraźnie pogrążoną w rozmowie z Izzie Addison idzie pograć w lotki. Przepycha się przez tłum i widzi Dereka grającego w lotki. Podchodzi do niego i klepie go w ramie przez co lotka wbija mu na stope )

Mark - Hej! Jak Ci minął dzień? Mógłbym się przyłączyć?

(Derek po całym długim dniu, zamiast jak człowiek dotrzeć dla odmiany do własnego dla odmiany łózka i dla odmiany położyć się spać, trafił do baru. Miał zbyt dużo do przemyślenia, by robić to na trzeźwo. Poza tym błysk ostrza lotki i wyzywanie się na nich, celując do tarczy, były perwersyjnie odprężające.
Derek był zmęczony i najchętniej odpowiedziałby kategorycznie "nie". Z drugiej jednak strony to był Mark, który najwyraźniej ostatnio niebezpiecznie zbliżył się do Meredith. Przyjaciół trzymaj blisko - wrogów bliżej.)


Derek - Jeśli musisz. Nie dam ci wypić mojej szkockiej. Nie dam ci wygrać.

( Mark zdziwił się uciupinke że Derek nie zauwarzył iż wbiła mu się w nogę lotka, ale nie zamierzał poruszać tego tematu. Wziął dyskretnie z najbliższego stolika przy którym siedziała jakaś para zajęta obmacywaniem się, bliżej nie określony napój alkoholowy i wypił go jednym łykiem. )

Mark - Ach.. Twoja szkocka mi nie potrzebna. A w lotki nie dam sie pokonać. Więc strzeż sie.

(Derek na niego nie patrzy. Przeciera palcami skronie i oczy, po czym rzuca z taką siłą, że mało nie wbija tablicy w ścianę.)

Derek - Nie powiedziałem, że nie dam sie pokonać, tylko że nie dam ci wygrać. Zresztą - wszystko jedno.

(Tablica mało nie spada po następnym uderzeniu.)

( Do baru dociera George. Jego dzień zaczyna się od kaca i przywitania baru Joe'a. Patrzy w prawo w lewo, w prawo w lewo znów w prawo i myśli: O Izzie z Addison, no ale gadają o babskich pierdółkach. Znów sie rozgląda tym razem najpierw w lewo i prawo i znów w lewo .... Yaaaay !!! Jest McStemy i McDreamy !!! Ale co oni robią tutaj razem?? OMG!! Spotkanie gejów czyżby?? < szok na całego > Ale co tam idę sie przywitam. Bambi przedziera się przez tłum skacowanych alkoholików)

George - O doktor Sloan i doktor Shepherd !! Dzień dobry (uśmiech jak na reklamie gumy orbit ) !! O grają panowie w lotki czy mógłbym sie przyłączyć ??
Eeeeeee ....... Doktorze Shepherd, że się tak zapytam co robi ta lotka w pańskiej stopie??

Derek
- Co? (Strzepuje lotkę z buta, ona leci gdzieś w bok.) Ja. (Lotka uderza w ścianę.) Nic. (Bum.) Nie. (Bum.) Robię. (Bum.) Twoja kolej, Mark.

( Gdy Derek nie trafił w tablice Mark pomyślał że to przypadek. Gdy po raz drugi trafił w ściane stwierdził że jest rozkojarzony. Gdy to samo zdarzyło się po raz trzeci był pewien że coś jej nie tak. Za czwartym wiedział już że Derek wyzywa się na ścianie. Za piątym zabrał mu reszte lotek żeby kogoś nie zabił )

Mark - No to teraz ja ( Zgrabnie wcelował pierwszą lotke niedaleko środka tarczy ).
Jak wam minął dzień? ( Mark trafia drugą lotką blisko pierwszej i mierzy trzeci rzut nie widząc zabójczego spojrzenia Dereka skierowanego na Hello Kitty na jego czole. If Looks Could Kill... )

(Derek patrzy zniesmaczony na lotki tkwiące blisko środka.)

Derek - Nie umiesz w to grać, wiesz?
(Mark wygląda na zdziwionego. Derek tłumaczy, wskazując łapą.)
Popatrz na tarczę. Zbyt nowa, jak na barową tarczę, nie? A teraz popatrz na ścianę dookoła. (W ścianie pełno dziur.) Widzisz? Znowu nie łapiesz, o co chodzi. Kierujesz się pozorami.
(Derek dopija whiskey i bawi się szklanką, oparty łokciami o stolik.)
A teraz się zamknij i wal. Gdzie chcesz, najlepiej w Addison, mnie na dłużej wsadzą. Albo nie, i tak mnie wsadzą za współpracę, a tak nawet nie będę miał przyjemności. Dlaczego, jeśli chodzi o Addison, ja nigdy nie mogę mieć przyjemności?
(Mark dalej popisuje się, celując w środek.)
A jak twój dzień? Gadałem z Meredith. Słyszałem, ze zaciąłeś się w windzie.
(Derek ma nadzieję, ze Mark dużo nie wypił i zrozumie dwuznaczność pytania.)

( Mark był albo zbyt pijany albo zbyt głupi at all by zrozumiec do końca dwuznaczność tego pytania. Ale o to juz trzeba by zapytac jego matki. Whatever.. )

Mark - Tak, tak zaciąłem. Mer tez się zacięła. Razem utknęlismy. We Stuck In the Moment...

( Mark rzuca kolejna lotke która by z pewnością trafiła w sam środek tarczy gdyby nie jakaś pielęgniarka która machnęła mu płaszczem tuz przed nosem )

To był zdecydowanie dzien pełen wrażeń.
( Zaczyna nucić U2 )

You've got to get yourself together
You've got stuck in a moment
And now you can't get out of it


I'm not afraid
Of anything in this world
There's nothing you can throw at me ( Mark patrzy w tym momencie jednoznacznie na Dereka )
That I haven't already heard


And you are such a fool
To worry like you do
I know it's tough
And you can never get enough
Of what you don't really need now
My, oh my sweet Derek


( Mark wypija kolejnego dinka i zatacza się na jakiegoś niezidentyfikowanego feceta)

Przepraszam najmocnij sir. Ugh... to juz Vertigo xD
( Znów zaczyna nucić U2 )

I can’t stand the beats
I’m asking for the cheque
The girl with crimson nails
Has Jesus 'round her neck
Swinging to the music Whoooaaa
Swinging to the music Whoooaaa


( Derek próbuje uciszyć Marka ale ten coraz głośniej drze się I was unconscious, half asleep. Mark zazwyczej nie ma zwyczaju śpiewać publicznie co najwyżej pod prysznicem ale ostatnio nie jest sobą... )


Derek - Mark, zamknij się.

(Derek właściwie miał ochotę dać mu w mordę, ale się powstrzymał. Sloan mógł wytoczyć mu proces, zażądać gigantycznej sumy za operacje plastyczną i jeszcze to wygrać. Zwłaszcza, gdyby sędzia była kobieta. Postanowił więc użyć godności osobistej jako środka przymusu bezpośredniego i brutalnie usadził byłego-przyjaciela-a-zawsze-dziwkę na krześle obok siebie. Zdążył nawet pomyśleć, że od czasu do czasu powinien się gdzieś pokazać z ŻEŃSKĄ dziwką - tak dla odmiany.)
(Mark otworzył usta, najwyraźniej mając zamiar kontynuować. Shepherd wziął lotkę do ręki, gotowy niezwłocznie jej użyć i upozorować wypadek.)

Mówiłem serio, zamknij się. Jeżeli nie przekonuje cię to ostrze, a uwierz mi, jestem chirurgiem z wieloletnim stażem, i znam jego absolutnie wszystkie zastosowania, to obejrzyj się za ciebie. Siedzi tam moja ulubiona zdzirowata żona i udaje, że nie patrzy i nie słucha. Jesteś w tym dobry, więc sam zdecyduj, czy ŚPIEW w TWOIM wykonaniu jest najlepszym sposobem na zaciągnięcie jej do łózka i zmuszenie do tego wszystkiego, co ja wiem, a ty rozumiesz?

( Mark spojrzał w strone baru. Alex i Izzie własnie wychodzili. Adidson została sama. Czekał na to cały wieczór ale teraz nie był pewien czy jest gotowy na romowe z nią i czy jest w odpowiednim stanie. Spojrzał na Dereka i łobuzersko sie uśmiechną przypominajac sobie słowa matki: "Milczenie to słowa pogrzebane w naszych sercach". Na dziś wystarczy z nim konwersacji. śpiewania też wystarczy. )


Mark - Wydaje mi się, że sie mylisz i to nie bez udziału świadomości.

( Odwócił się na pięcie i odszedł w stronę baru zostawiając Dereka który nie mógł dojść do siebie, samego sobie. )(Derek doszedł do wniosku, że ma już tego dość, a barowa atmosfera nie sprzyja dokładnie niczemu, więc dopiło whisky i wyszedł.)

( Gdy wesolutkie towarzystwo Addison zniknęło z pola widzenia, Mark szybko dosiadł się do niej. Przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w szklankę. Zaskoczony brakiem odzewu zamówił Margerite. Gdy dopił ją , a Addison zamówiła następnego drinka Mark postanowił porozmawiać z nią na bardzo ważny dla niego temat zanim ta znów się ulula. )

Mark – Wiedziałaś że Derek już wraca z tego Kazachstanu?

Addison – (Addison zakrztusiła sie drinkiem) Czy wiedziałam?! Pojęcia nie miałam, dopóki nie zobaczyłam Grey w jego jedynej, niepowtarzalnej, hawajskiej koszuli, którą pomagałeś mi wybrać! Myślałam, że go jakaś ruska wywłoka uwiedzie i będzie się chciał rozwieść i jak najszybciej zniknąć, a tu zonk! Nie dość, że żadna go nie uwiodła, to jeszcze się wprowadził do Grey! A chciałeś o czymś porozmawiać?

Mark – Practically... yes, I did. xD
Właśnie, czy rozmawiałaś z Derekiem o rozwodze?
Bo widzisz... chce wiedzieć na czym stoimy. Chyba nie jesteśmy z sobą tylko.. tylko rekreacyjnie... I mean to coś poważnego, right?

Addison – A co... rekreacyjnie to nie możemy? Nie rozmawiałam z nim, bo po zobaczeniu Grey, wywnioskowałam, że on jeszcze śpi... wierz mi, że wchodzenie z rana, do pokoju współlokatorki, wywlekanie z łóżka męża, który tej samej nocy bzykał się ze wspomnianą współlokatorką i rozmowa o rozwodzie, nie jest tym, co tygryski lubią najbardziej. Czyżbyś miał jakieś konkretne plany na przyszłość?

( Mark szuka w pustej szklance odpowiedzi na to nurtujące go od dawna pytanie, a szklanka - jak to szklanki zwykle bywają złośliwe - milczy )

Mark – No sama wiesz że ja przeciwko rekreacji nic nie mam tylko.. życzył bym sobie tylko wiedzieć na czym stoję… ale chyba juz to mówiłem. Chciałbym żebyście się już z Derekiem rozliczyli. Pragnąłbym zaznaczyć że w obecnej sytuacji ja ciągle sypiam z żoną mojego najlepszego exprzyjaciela. Nie jest to wyjątkowo komfortowa sytuacja.

( Koło ucha Marka przelatuje lotka. Mark patrzy na drugi koniec baru i widzi Dereka machającego mu dłonią w przepraszającym geście. )

Mark – A dlaczego teraz z nim o tym nie porozmawiasz? Jest tutaj i nie ma nic ciekawego do roboty z wyjątkiem celowania we mnie lotkami.

Addison – (Hmmm... przecież nie będę z nim w barze przy wszystkich gadać) No nie będę mu przerywać, już mu całkiem dobrze idzie w tarcze nawet trafia. Poza tym nadal nie wiem co planujesz... po incydencie z Grey, na razie niczego nie jestem pewna...

Mark – Taa... jeśli za tarcze sobie mnie obrali z Georgiem to faktycznie całkiem nieźle im idzie.

( Mark patrzy na Addison która zamawia kolejną kolejkę. Zabiera jej szklankę. )

Mark – Dość na dzisiaj. Starczy.
A kiedy przyjdzie ten odpowiedni moment na rozmowę z Derekiem? A może.. a może ty nie chcesz się z nim rozwieść?? I o jakim incydencie z Grey ty mówisz?!

Addison – O tym, o którym sam mi powiedziałeś! (Addison wzburzona) A był jakiś inny? i ja się mam rozwodzić, a Ty sobie zaraz odjedziesz! Fun!

Mark – Ostatnim razem to ty mnie zostawiłaś bez słowa wyjaśnień! I tak tak wiem co zaraz powiesz! Bo ja Cię zdradzałem. Ale gdybyś poświęciła mi trochę uwagi, tylko trochę!
Gdybyś pamiętała o naszych spotkaniach, gdybyś cieszyła się z chwil spędzonych ze mną. Ale nie. Ty tęskniłaś do Dereka. Nie cieszyło Cię że zostałaś ze mną. Zachowywałaś się jakbyś na lodzie została. A tak nie było. Byłem ja.
A jeśli chodzi o Meredith ja Cię błagałem o wybaczenie i wydawało mi się że mi wybaczyłaś, whatever.. Ja się nigdzie nie wybieram ale widzę że ty też nie masz zamiaru się rozwodzić. W takim razie nie trać więcej czasu i odbijaj swojego męża bo widzę że nie ma sensu tracić więcej czasu..
( Dopija drink do końca, i odchodzi w stronę drzwi )

Addison – (Addison zatrzymuje Marka przed drzwiami) Jeśli chcesz odejść, proszę bardzo droga wolna, ale nie wymagaj ode mnie, żebym akceptowała zdradę! Poza tym Derek, to połowa mojego życia! Byłby miło, mieć trochę czasu do zastanowienia, odrobina wyrozumiałości też mile widziana!! Już pomijam fakt, że jeszcze nie miałam okazji niczego z nim ustalić, ledwo wrócił z tego Kazachstanu! Ale do Ciebie najwyraźniej to nie dociera. Więc albo się z tym pogodzisz i dasz mi trochę czasu, albo... koniec. Wybór należy do Ciebie. Bye
(Addison wychodzi)

( Mark patrzy na odchodzącą Addison. Sama go w sumie nie wciągnęła po tych schodach nie rozebrała i nie zgwałciła go. Więc nie miał powodu by mieć do niej żal. Ale miał go po mimo to. Dlaczego miałby jej dać więcej czasu skoro ona nigdy nie próbowała dać czasu jemu? Nie prosił jej nigdy o akceptowanie zdrad, ale o zaakceptowanie jego takim jaki był, jaki jest. A Addison najwyraźniej chciała żeby się zmienił w takiego Dereka.
Nie chciał się już z nią kłócić ani dawać do zrozumienia że miała mnóstwo czasu.
To by nie miało sensu..
Podbiegł się do Addison złapał ja za ramie i powiedział bardzo cicho "Przepraszam". Addison nic nie odpowiadając wsiadła z nim do samochodu i w milczeniu wpatrywała się w jego kolano. Ale nie była już na niego zła i to było najważniejsze. )


Mark – Do domu? ( Addison odpowiedziała pokrzepiającym, dwuznacznym uśmiechem wciąż nic nie odpowiadając. )

(Po całym bogatym dniu Derek wraca wreszcie do domu i postanawia zaznajomić się z nowym łóżkiem. Wprawdzie nie ustalił z Meredith, jak właściwie ma wyglądać ich "wspólne" mieszkanie - i jak bardzo ma być "wspólne" - ale jest zbyt zmęczony by się nad tym zastanawiać. Poza tym nie jest pijany, który to fakt doprowadza go do szału, bo nie może wyjaśnić wszystkiego alkoholem.)

(Przekonany, że nikogo nie ma w domu, wchodzi do sypialni Meredith z koszulą w ręku i rzuca ją na swoja nierozpakowaną walizkę. Zabiera się do walki ze swoim najbardziej nielubianym paskiem od spodni, nie zwracając uwagi na otoczenie, dopiero gardłowe chrząknięcie uświadamia go więc, że nie jest w pokoju sam.)

(Zostawia na wpół rozpięte spodnie i podnosi wzrok, by zobaczyć całkowicie - niestety - ubraną Meredith. Prawdopodobnie patrzy na niego zdziwiona - a może rozgniewana? - ale Derek nie jest w stanie tego stwierdzić, bo jego percepcja ugrzęzła na wysokości bluzki. A właściwie miejscu, gdzie dekolt zielonej bluzki podął decyzję o odsłonięciu tego, co właściwie miał chyba zakrywać. Derek przyznałby mu za to medal.
Bluzka była zielona - w kolorze, który podobno przyciągał kretynów. Shepherd był szanowanym neurochirurgiem i nikt nie powinien mu zarzucać czegoś takiego, dlatego należało się jej pozbyć. W jego umyśle pojawił się całkiem dokładny obraz jego samego dokonującego tej czynności. Inwazyjne usunięcie narostu bluzkowego.)

(Odwrócił wzrok i odchrząknął.)


Derek - Dobry wieczór.

(Po kilku godzinach snu na szpitalnych łóżkach, jedyne co pozostało Meredith to bezsensowne gapienie się w sufit swojej sypialni. Dochodziła północ, a ona wciąż nie potrafiła zasnąć. Cholera. Ostatnio była nadpobudliwa jak dziecko z ADHD. Jednak gdy przed oczami przeleciała jej męska koszula, pomyślała, że chyba jednak nocne omamy zaczynają atakować. Utkwiła wzrok na rozpiętym pasku. Przez sekundę przeszła jej myśl, że może Izzie wzięła ją za totalną desperatkę i zamówiła striptiz do pokoju. Podniosła głowę. Przed nią stał nie kto inny jak jej kofeinowy zbawiciel i dawca hawajskiej koszuli Derek. Gdyby chociaż patrzył jej w oczy. Mer przez chwile pomyślała że ma zeza, sobotni wieczór. Nie potrafiła zasnąć, leżała na dużym, wygodnym łóżku, a przed nią stał półnagi facet, którego zgwałciłaby cała żeńska część pracowników SGH. Czy trzeba więcej tłumaczyć?)

Meredith - Dobry wieczór? Chyba raczej noc, ale mniejsza z tym. Standardowe pytanie brzmi co ty tu robisz? I dlaczego jesteś prawie...nagi? (Meredith pożerająca wzrokiem McDreamy'ego nie wydaje się zainteresowana odpowiedzią na to pytanie)

(Derek przeciera oczy, szykując się na rozmowę. Bogowie i whisky mu świadkiem, że nie jest w nastroju, ale nie zamierza się tak łatwo poddawać. Bo to jest Meredith i Addison. I mówi nagi z taki ponętnym "rrr". Czy w słowie "nagi" powinno być "rrr"?)
(Dereka nie może się powstrzymać i ziewa.)

Derek - Jest, jak słusznie zauważyłaś, późno. A to jest sypialnia. A to (pokazuje) jest łózko. Mama zamiar do niego wejść i położyć się spać. Spać - to jest bardzo dobra rzecz. Sama przyjemność. Nie chcesz, żebym miał przyjemność w twoim łóżku?

(Meredith patrzy chwile bez słowa, próbując sobie przypomnieć o co właściwie chodzi.)

Meredith - Jak inteligentnie zauważyłeś to jest sypialnia. Gratuluje dedukcji bo ja o tej porze czasem nie jestem w stanie przypomnieć sobie własnego imienia. I to jest łóżko, kolejny punkt. Ale to jest moja sypialnia i moje łózko. Wiesz kiedy ostatni raz wpuściłam mężczyznę do mojego łóżka? (od czego są gabinety i strychy) Myślisz, że sobie...zasłużyłeś? (myśli: albo możesz zasłużyć)

(Derek zapewne mógłby coś pomyśleć, ale jest na to zbyt zmęczony. No i jest mężczyzną. Porzuca więc ten buńczuczny pomysł, koncentrując się na czymś prostszym. Nie, nie łóżku, łózko jako pojęcie względne, jest zbyt skomplikowane.)


Derek -Meredith. (Patrzy zdziwiona.) Jesteś Meredith. A ja jestem naprawdę bardzo, bardzo zmęczony. Powiedz mi, jak mam zasłużyć na przywilej spania, a zrobię to. Pozwolę się wykorzystać w każdy możliwy sposób. Seriously. Poza tym miałem parszywy dzień i muszę mieć w końcu jakąś przyjemność, więc stoję tu przed tobą półnagi i chętny. Czego chcesz?

(Mer patrzy na Dereka z lekkim politowaniem. On chyba nie zdaje sobie sprawy ze znaczenia słów ''wykorzystać w każdy możliwy sposób''. Może i była chuda, a łózko stare, ale...zapowiadała się długa noc z porannymi konsekwencjami.)

Meredith - Spać? Chcesz zostać tu na noc i myślisz, że będziesz spać? (Mer wybucha śmiechem) Dlaczego ja zawsze muszę wszystkich uświadamiać...A więc, nie będziesz spał..I pamiętaj, zostajesz tu na własną odpowiedzialność (Mer z pożądaniem w oczach przybliża się do Dereka i w ciągu kilku sekund pozbawia go spodni i rzuca na łóżko) Nie chcesz się wycofać?

Derek - Ja (Derek pociągnął ją za sobą, przy okazji radząc sobie z jej spodniami o wiele lepiej niż z własnymi) nigdy się nie wycofuję. Nigdy. Wręcz przeciwnie. (Delikatnie gryzie ją w szyje i płatek ucha.) Mam zamiar bardzo aktywnie się NIE wycofywać.

(Shepherd, który został zaskoczony wcześniejszym przejęciem inicjatywy, postanowił powalczyć o pałeczkę przywódcy. Właściwie chociaż nowe, nie było to całkiem nieprzyjemne doznanie. Właściwie żadne doznanie, jakie miał do tej pory z Mer nie było nieprzyjemne. Choć niektóre przyjemności mogły być dość perwersyjne. No dobrze, większość.
Może więc tego właśnie chciał - własnego małego perwersa z hello kitty na czole i niezaspokojonym popędem seksualnym.
Ale nie kupuje się kota w worku - należało najpierw sprawdzić jej... potencjał. Agresywnie wykorzystując siłę grawitacji, przewrócił Meredith na plecy i bardzo sprawnie, jak na zmęczonego faceta, przeprowadził operację usunięcia wszystkich zbędnych narośli. A może to były plastry? Tylko gdzie do diabła w takim razie podziało sie Hello Kitty? Mniejsza z tym. Nawet jeśli to był opatrunek, są rany, którym powinno się pozwolić oddychać. O tak, zerwanie plastra zdecydowanie służyło tej ranie.)


(Mimo wiotkiej figury i pozornej delikatności, Meredith uwielbiała dominować. Mężczyznom poznanym w barze, dość często pozwalała być na górze, w końcu czego się nie robi żeby połechtać biedne męskie ego, które chce tylko orgazmu. Osobną sprawą było, że czasem była tak pijana, że nie potrafiła prosto leżeć, a co dopiero przejąć inicjatywę. Ale z Derekiem było inaczej. Czuła, że zaczyna ich łączyć coraz więcej spraw. Sex...może jeszcze sex...no i...sex. Cholera, czy naprawdę nic więcej ich nie łączyło?! Aha, było jeszcze to..no...porozumienie dusz! O tak, cokolwiek to było, Meredith i Derek na pewno doskonale to obrazowali.
Wracając do dominacji, postanowiła, że pokaże McDreamy'ego, że jest nie tylko bierną kobietą, czekającą na krok mężczyzny. Potrafiła stawiać na swoim. Ale, musiała przyznać, że on też był niezły...Potrafił z nutką brutalności już na samym wstępie doprowadzić kobietę w takie miejsca...Ech..I na dodatek tak pobudzająco działał na jej wyobraźnie...
Ale dosyć tego dobrego, nie można wiecznie być na górze. Meredith szybko i zwinnie, znowu znalazła się 'nad'. Derek udawał opór, ale wiedziała, że ich odczucia są podobne. Byli po prostu jak parówka i ketchup. Uzupełniali się wzajemnie)


Meredith - Odważny z ciebie człowiek...A odważnych Bóg wynagradza..Jakieś życzenia co do nagrody?

(Derek już wiedział, że się mylił. Sen zdecydowanie nie był tym, czego potrzebował, a już z całą pewnością, nie tym, czego pragnął. Uświadamiały mu to dwa elementy wszechświata: ponętne ciało górujące nad nim i należące do jego właścicielki drapieżne spojrzenie. Wyglądała, jakby miała ochotę zaatakować, a on nie miał nic przeciwko temu.
Swoją drogą, widok z tego miejsca był bardzo, ale to bardzo, interesujący. I niezwykle inspirujący.
Taki Mark zapewne miał go za nudziarza, pomimo całej tej Tijuany i wielogodzinnych zakrapianych rozmów o przewadze świecących kondomów nad lateksowymi wdziankami, w oczach męskiej dziwki zapewne uchodził za dewotkę. Swoją drogą Mark nigdy z nim nie spał, no dobrze, nie dotykał go, NO DOBRZE, nie uprawiał seksu - a pewnie jego ulubione zaobrączkowane, domowe wydanie dziwki też nie miało o tej kwestii za dużo do powiedzenia.
Addison w ogóle była bierna. Tak jakby zaspokajały ją ciężarne kobiety, a facetowi ostatecznie mogła łaskawie pozwolić doprowadzić się do orgazmu.
A Meredith... Meredith była jedną z tych kobiet, dla których noc nigdy nie bywa zbyt długa.)


(Niech ktoś kiedykolwiek spróbuje powiedzieć, że noc nie jest najmilszą porą dnia. Meredith myślała, że kilka godzin w windzie odbierze jej wszystkie siły, którymi była dziś obdarowana, ale myliła się...tak bardzo się myliła. W pewnej chwili zaczęła się nawet zastanawiać czy lekarzowi wypada. Nie trwało to zbyt długo bo kto rozmyślałby o takich rzeczach, kiedy od niepamiętnych czasów leży się na facecie po pierwsze trzeźwym, po drugie w łóżku, po trzecie z możliwością bycia na górze. A co! Raz na jakiś czas miała prawo zobaczyć zdrowe...oj zdrowe..męskie ciało, nie pokryte żadnymi naroślami, nie skrzywdzone złamaniem czy innym cholerstwem. A ponadto przecież udowodniono, że sex wpływa zadziwiająco dobrze na samopoczucie, więc jej pacjenci jutro będą mieli okazje podziwiać jasną i promienną Meredith Grey. Oczywiście jeśli tylko będzie w stanie zwlec się z łóżka.)

Meredith - O mój Boże...przestań jeśli nie chcesz żebym się uzależniła. Wtedy będziesz musiał codziennie robić niezapowiedziany striptiz w drzwiach mojej sypialni.

Derek - Wiesz, mógłbym cię wtedy leczyć. Bardzo, bardzo aktywnie leczyć z zaawansowanej nimfomanii. Codziennie. Po pracy. Przed pracą. W pracy. Im intensywniejsze leczenie, tym lepsze efekty.

(Derek postanawia nie być łatwy. Wprawdzie nie przeszkadza mu dominująca pozycja tej akurat kobiety - zwłaszcza po bardzo sugestywnym pokazie tego, jak bardzo potrafi być za to wdzięczna - ale zdecydowanie ma ochotę na ostrzejszą formę... leczenia. Znów przewraca Meredith na plecy, unieruchamia jej nad głową ręce, przytrzymując nadgarstki, a drugą ręką dokładnie sprawdza, czy jej anatomia jest całkowicie prawidłowa. Nie tracąc wątku oczywiście. Chociaż partnerka przeszkadza mu praktycznymi ćwiczeniami metody "usta-usta".)


Derek - Gdybym robił codziennie striptiz w twojej sypialni, przestałby być niezapowiedziany. Proponuje usunąć element "sypialni" jako stałą. Ale nie martw się, nie będziemy się nudzić. Zapewniam cię, że nie.

(Meredith nad wyraz pobudzona, zauważyła, że ostatnio do słownika wyrazów, które działały na nią z wyjątkową siłą dołączyły 'striptiz' i 'sypialnia'. Za niedługo nie można będzie przy niej słowa powiedzieć, nie wywołując reakcji...nieodpowiedniej. Czy tak zachowywała się kobieta z zasadami? Mniejsza z tym, nie oszukujmy się, że Meredith byłą taką kobietą.
Derek uwielbiał walczyć. Na strychu to nie było aż tak widoczne, ale teraz Meredith wiedziała, że ma do czynienia z..wojownikiem. Nie zdawała sobie sprawy, że tak bardzo lubi brać udział w tego typu..bitwach.
Ale chociaż Derek prowadził nie pozwoli tak po prostu mu wygrać. Chociaż...mój boże jakie on miał gładkie ręce...Facet zdecydowanie potrafił stanąć na wysokości zadania.)


Meredith - Nuda? Zauważyłam, że nie jesteś jej fanem. I jedno pytanie...Chcesz być niezapowiedziany? Czy może wolałbyś być w mniejszym stopniu...gościem. Chociaż to chyba nieodpowiednia pora na takie rozmowy. Masz zbyt przekonywujące argumenty...

(Derek odsuwa się nieznacznie, uśmiechając się i nie przestając robić użytku ze swoich wartych dwa miliony dłoni.)

Derek
- Chcesz rozmawiać... (szepcze uwodzicielsko.) Mogę się wycofać z argumentami. Wszystkimi.... argumentami... które powodują... że nie możesz... się skupić... (Meredith jęczy i zbija paznokcie w jego plecy.) Właściwie to to jest całkiem dobry pomysł, żebyś ostatecznie pozwoliła mi się wprowadzić. I tak, pamiętam, że nie masz wolnych pokoi. Ale ja nie zajmuję dużo miejsca i jestem dobrym lokatorem. (Całuje ją.) Pożytecznym.

(Derek wysuwa inne przekonujące argumenty.)

Meredith - O święty Boże! Jeszcze nikt mnie tak intensywnie nie... przekonywał! I wiesz..bardzo trudno jest trafić na pożytecznego lokatora. (myśli: jeżeli tak samo ugniata ciasto, to nawet Izzie go nie przebije) Ale obawiam się, że warunki mieszkaniowe nie będą ci...Jezu! Nie tak z zaskoczenia! O..miło, że pomyślałeś o...świetle..noc taka ciemna...szczerze mówiąc nie wyglądasz na osobę, która lubi taką...oryginalność (myśli: z innymi niż smakowe nie miałam do czynienia). A wolne miejsce jest tylko u mnie...ale na szczęście matka zadbała, żebym miała duże łóżko (przewidująca kobieta)

(Po wymianie jeszcze paru zdań oboje dziwnym trafem stracili wątek. Możliwe, że przyczyniły się tego "te świecące" albo jeszcze coś innego, to nie było ważne.)

Derek - Zmieniłem zdanie. Żadnego leczenia nimfomanii. Nimfomania jest dobra. Mogę się zarazić.

(Derek skonsternowany zauważa, że jakimś cudem w końcu wylądował na górze. Postanawia spróbować jeszcze raz, jak tylko skończą, i zobaczyć, jak wyjdzie tym razem.)

(Meredith wiedziała, że jest już tam gdzie, nie zabrał nawet książe Karol księżnej Diany. Na wzgórzach. Na wyżynach. W biblijnym Edenie. Nie mogła nic poradzić na to, że jej głos przypominał góralską piszczałkę. Musiała to wykrzyczeć.)


Meredith - Dr. Shepherd!!

(Addison poirytowana, przeraźliwym wrzaskiem idzie do pokoju Grey, która, najwyraźniej czegoś chce, ale nie ma za grosz kultury! Zaczyna swój monolog już na korytarzu...)

Addison - Słucham? Grey, pofatygowałabyś sie na korytarz przynajmniej, bezczelna jesteś, trochę szacunku by sie przydało. Przecież nie wymagam żebyś od razu z miłością się do mnie odnosiła. A Ty mnie wołasz, ja iść muszę (w tym momencie Addison wchodzi do pokoju i widzi Dereka baraszkującego z Mer i szok na twarzach obojga)OMG! Can I join in or you are not in to the threesome? (jeszcze większe zdziwienie na twarzach brykających kochanków)

(Jeżeli Meredith miałaby wybrać osobę, której najbardziej na świecie nie chciałaby zobaczyć w tym momencie, byłaby to właśnie Addison. Niestety Bóg nie słucha próśb niewyżytych seksoholiczek, z porno upodobaniami. Niezręczność? To nie była niezręczność. Wstyd? to nie był wstyd. To było coś co nie powinno się nigdy wydarzyć. Nigdy. Nawet na planie filmu Nasty Naughty Nurses 10.)

Meredith - Dr Montgomery- Shepherd!! To chyba...pomyłka...ja...Cholera jasna Derek powiedz coś!! (myśli: tylko jedno potrafisz?)

(Derek potrafi wiele rzeczy, ale żadnej z nich nie chciałby pokazywać Meredith przy jeszcze-ale-już-niedługo żonie. Ani jednej - tym bardziej, że posiadając cztery bardzo asertywne siostry nie radził sobie najlepiej z wyrzucaniem kobiet z... skądkolwiek. Niemniej postanowił sprobować, w którym to jednak celu był zmuszony opuścić łózko. Popatrzył jeszcze raz na leżąca obok niego kobietę i doszedł do wniosku, ze Addison jak zwykle ma cholernie złe wyczucie czasu.)

Derek - Addison, cholera jasna. (Przybliżył się do zaobrączkowanej, domowej wersji dziwki dwoma dużymi krokami i przybrał groźna minę granicząca ze skrajną chęcią mordu.) Co TY robisz TU, w TEJ właśnie chwili. Wynoś się. Idź znajdź Marka i, na miłość boską, nie rób takiej miny. Lekarz jesteś, ginekolog, niewierna suka i szatan. Jesteś druga po Marku najbardziej obeznana, jeśli chodzi o sex. I nawet śmiem twierdzić, że jesteś całkiem nieźle obeznana jeśli chodzi o sex ze mną. MIMO ostatnich lat naszego małżeństwa. A teraz wynocha.

Addison - Jakiej miny!? Przecież zapytałam, czy chcecie trójkącik!? A Ty ani twoja slutty intern nic! Może jeszcze powiesz, że to moja wina, że się jeszcze Shepherd nazywam! Zdaje się, że jakiś czas temu oboje tego chcieliśmy więc nie zwalaj mi tu na mnie winy! Jak mnie ktoś woła to przychodzę! I tak się składa mój najdroższy mężu, że TU mieszkam! Dokładnie obok! A TY nadal obsesję na punkcie 'Dr Shepherd' masz?! GOD! Odpuściłbyś już! Dobra ja wyjdę! Ale żądam rozwodu z twojej winy!

(Shepherd jest wściekły - naprawdę, naprawdę wściekły - i nie zamierza tak łatwo odpuścić. Łapie Addison brutalnie za łokieć i wypycha na korytarz.)

Derek - Kiedyś chciałem zawodowo łowić ryby. A jeszcze wcześniej, jakieś trzydzieści lat temu, chciałem być Wesołym Króliczkiem. Dlatego wiem, że są głupoty, z których się wyrasta. Tak, jak nasze małżeństwo. Po drugie: żaden sędzia ci nie uwierzy, że spałaś z Markiem, żeby ukarać mnie za przyszły romans z Meredith. Po trzecie: nie, nie obchodzą mnie urojenia, ani teraz, ani nigdy - i nie muszę ich już nawet tolerować. A co najważniejsze, wynoś się wreszcie. (Coraz mocniej zaciska palce na łokciu Addy.)

(Addison coraz bardziej odczuwa ból w łokciu)

Addison - Mieszkam tu i nigdzie się nie wybieram! Trzeba było w domu siedzieć, a nie puszczać się po Kazachstanie i innych zadupiach! Za nic Cię nie chciałam karać! Człowieku! Opanuj się! Ja po prostu przestałam cokolwiek do Ciebie odczuwać! A potem pojawił się Mark... ale to nie ważne! Bo oboje mieliśmy romanse! A z życia tego domu wynika, że mamy nadal! Jakie urojenia!? Przecież zawsze Cię kręciło, 'dr Shepherd'! Prawie jak Rossa, 'dr Geller' z tego to Ty nigdy nie wyrośniesz! Jak sam powiedziałeś całkiem obeznana w seksie jestem, w seksie z Tobą też! Kończmy tę paranoję i ustalmy jakąś dogodną datę na sprawę rozwodową! I puść mój łokieć do cholery, bo jeszcze chwila, a pójdę na obdukcję i powiem, ze przemoc domową stosujesz, bo zupa była za słona!

Derek - Jakbyś kiedykolwiek w swoim życiu ugotowała jakąkolwiek zupę. (Odrzuca jej rękę z taką silą, że Addison ma przez chwilę problem ze złapaniem równowagi.) Jedyne, co wyszło spod twojej ręki to mocno przypalona jajecznica. Tak swoją drogą mam nadzieję, ze lepiej radzisz sobie z ludzkimi dziećmi, niż z kurzymi. Ale mniejsza o to. Wiesz... tak na ciebie patrzę: twoją podłą, zawziętą arogancję, ruda czuprynę i całą resztę, która obrzydła mi już do szczętu, to przychodzi mi do głowy tylko jeden sposób, żeby uprzykrzyć ci życie tak, jak ty mi je uprzykrzasz swoją obecnością. I, idąc tą drogą, przychodzi mi tez na myśl, że ja wcale nie chce rozwodu.

Addison - To nie patrz! Nikt Ci do cholery nie każe! Tylko nie wchodź mi w drogę! Bo ja tu mieszkam i nie zamierzam tego zmieniać! Twoja kochanka też tutaj mieszka i tak się składa, że to jej dom, więc się z niego nie wyprowadzi! Albo się pogódź z tym, że codziennie mnie będziesz spotykał, albo siedź w jednym pokoju i nie wychylaj swojej sztucznej czupryny poza jego drzwi, bo jeszcze Ci się loczki wyprostują na mój widok i już nie będziesz taki Dreamy! A rozwodu nie chcesz jak rozumiem dlatego, że ja go chce!? Twój tok rozumowania mnie powala! Ale dobra zobaczymy kto na tym gorzej wyjdzie!(God he's brain surgeon how can he be so brainless!?) A i przy okazji, Mark też tutaj mieszka, myślę że powinniście pogadać, będziecie mieli wspólny temat przynajmniej! Grey sobie nie żałuje, a wy zawsze mieliście podobny gust do kobiet, czego przykładem jestem ja!

(Derek nigdy nie był typem mężczyzny, który rzuca się na kobiety. Raczej nie dawał po sobie niczego poznać, aż nie wybuchł - a jeśli już, to jedynie miną. Za to po tych wszystkich latach małżeństwa, Addison powinna wiedzieć, że to jest właśnie taki wyraz twarzy.)


Derek - Addison, nie wpieprzaj się bardziej niż już to zrobiłaś. Ani między mnie i Meredith, ani między mnie i Marka. Zajmij sie własnymi sprawami, własnymi problemami i własnymi związkami. Addison... (Oddycha ciężko, po czym nieoczekiwanie sie uspokaja. Przeciąga ręka po twarzy.) Po prostu odejdź. Po cichu, bez zwracania na siebie uwagi i odgrywania komedii czy też tragedii, jak tam wolisz. I nie przeszkadza mi, że tu mieszkasz. (Wypranym z emocji głosem:) Jesteś dla mnie nikim, Addison. Po prostu nikim.
I nie staraj się być zabawna. Wystarczy, że jesteś śmieszna.

Addison - To powiedz swojej kochance, żeby się nie wydzierała 'dr Shepherd', bo nie tylko Ty się tak nazywasz! Chyba, że chcesz to zmienić, ułatwiło by Ci to życie! Nam obojgu właściwie. Ja się między Ciebie i Marka wpieprzyłam!? To wyglądało jakby nieco inaczej, ale myśl sobie co tam chcesz, nie wiem co się w tym twoim mały móżdżku uroiło. Dlaczego ja mam odchodzić, jeśli Ci nie przeszkadza, że tutaj mieszkam!? Nigdzie się nie wybieram. W jakim znaczeniu twoim zdaniem zabawna próbowałam być!? Czy tam śmieszna, jak wolisz, mało mnie twoje zdanie interesuje... (spokojnym tonem, ale niepozbawionym emocji)interesuje mnie jedynie twoje zdanie na temat rozwodu i dlaczego go nie chcesz? Bo jeśli tylko dlatego, że ja go chce, tak jak już powiedziałam, to Ty jesteś śmieszny, nie ja.

(Derek opiera się ramieniem o ścianę i lustruje wzrokiem wściekłą jak wszyscy diabli Addison.)

Derek - W końcu i tak stąd odejdziesz. Jesteś (pycha) z Markiem. Markiem - pamiętasz jeszcze? Znudzisz mu się jako kochanka, albo tobie się znudzi związek, w którym nie ma niczego oprócz seksu i rozejdziecie się. Żaden tak zwany związek Marka nie przetrwał, wiesz o tym tak samo dobrze jak ja - i wiesz, że nie mówię tylko o wszystkich jego dziwkach. Bo teraz jesteś nikim, po prostu kolejną dziwką Marka.
Jeśli chcesz z nim Addison, będziesz musiała o niego walczyć. I będziesz dostawać w twarz - niekoniecznie fizycznie. (Znów prycha) Nie jesteś do tego zdolna, Addison. Ty nigdy o nikogo nie walczyłaś.
I kiedy już to się stanie, dasz wszystko, żeby tylko nie być samotną, prawie czterdziestoletnią kobietą, która nie ma niczego, oprócz swojej pracy.

( Mark obudzony i wywabiony z łóżka, a następnie z pokoju, krzykami, w tym jakże zazwyczaj spokojnym lokum stał właśnie na korytarzu. Przyglądał się rozwścieczonej Addison i wzburzonemu Derekowi, który wykrzykiwał coś o nim, o Addison, o sobie. It's all about him - Czyli jego stały repertuar. Ale słowa "Bo teraz jesteś nikim, po prostu kolejną dziwką Marka." rozjuszyły go do tego stopnia że nie mógł nie zareagować. Podszedł do Dereka, pociągnął go za ramie i przyparł wściekle do ściany )

Mark - Coś ty jej powiedział?!

(Meredith przestałą już odpowiadać rola nagiej kobiety, zostawionej na pastwę losu 'w trakcie'. Czuła się upokorzona. Nasłuchiwała kłótni zza ściany i po kilku minutach oprócz rozwścieczonych głosów Addison i Dereka do jej uszu doszedł także krzyk Marka. Dosyć tego. Pośpiesznie narzuciła na siebie szlafrok i wzburzona wyszła na korytarz.)

Meredith - Co tu sie do cholery jasnej dzieje! Rozejść się natychmiast! To jest spokojny dom, a nie pole walki! No już co sie tak gapicie?!! Podać sobie rączki i buzi na zgodę! (podchodzi do Dereka) I nie myśl, że nic nie słyszałam. Nie chcesz rozwodu?! Teraz już wiem, że potrzebowałeś tylko naiwnej dziwki na odstresowanie! A ja głupia dałam sie nabrać...(Meredith odwraca się i idzie w stone swojej sypialni) Co oni mi z domu zrobili...burdel jakiś (mruczy)

(Derek przez chwilę waha sie między tym, co che zrobić, a tym, co powinien. Jednocześnie dochodzi do wniosku, że użyć przemocy na żonie może równie dobrze później. Wyrywa się Markowi, który drze się na niego, podchodzi do Meredith i odciąga ją na bok. W porównaniu do tego, jak zrobił to samo z Addison, ten gest mógłby być uznany za niemal pieszczotliwy. Nachyla się i szepce jej do ucha tak, żeby Mark i Addison - aktualnie zajęci sobą nawzajem - go nie słyszeli.)


Derek - Meredith. (Mer próbuje się wyrwać. Derek ją przytrzymuje.) Meredith, uspokój się. Chcę rozwodu, słyszysz. Chcę. (Odwraca sie i patrzy na Addison, która dla odmiany krzyczy

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mark
Administrator
PostWysłany: Pon 21:46, 18 Cze 2007
Administrator


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course

Derek - Meredith. (Mer próbuje się wyrwać. Derek ją przytrzymuje.) Meredith, uspokój się. Chcę rozwodu, słyszysz. Chcę. (Odwraca sie i patrzy na Addison, która dla odmiany krzyczy coś do Marka.) Ale w tym momencie chcę, żeby dała mi spokój. Żeby się wyprowadziła. I żeby przestała się wpieprzać. A żeby to się stało, muszę ją zdenerwować.
(Meredith wygląda na mało przekonaną, za to bardzo wściekłą.)
Meredith. (Łapie ją za podbródek i zmusza, żeby na niego spojrzała.) Chcę tego wszystkiego. Ale ciebie chcę bardziej. Daj mi czas.
(Cisza. Między nimi, bo druga para nadal się drze.)
(Śmiertelnie poważny.) Nigdy nie mów o sobie, że jesteś dziwką. Zwłaszcza, że jesteś moją dziwką. Nigdy.

(Meredith jest wściekła. Na siebie, że nie potrafiła opanować złości. Na Dereka, że był....Derekiem. Na Addison, że przerwała jej dobry sex w najlepszym momencie. Na Marka...nie na Marka nie , choćby z tego względu, że przeżywał to samo co ona. Cholera, co ona tu w ogóle robi? Stoi na korytarzu z trzema praktycznie obcymi ludźmi, uczestnicząc w bezsensownej kłótni i co więcej z nadzieją, że będzie coś pomiędzy nią, a żonatym facetem. Marzenia są piękne, ale życie nauczyło ją, żeby nie do końca im ufać.)

Meredith - No to zrób coś, żebym przestała się tak czuć. Chociaż...rób co chcesz. Nie mam żadnych praw, żeby wtrącać się w twoje życie i w twoje małżeństwo. Jestem tylko przypadkową stażystką. Powinnam być bardziej rozsądna i pomyśleć zanim pójdę do łóżka z nieodpowiednim facetem. I zanim...a zresztą nieważne. Nie będę w środku nocy robić z siebie żałosnej ofiary. Dobranoc.

(Derek nie ma zamiaru pozwolić jej odejść.)

Derek - Meredith, do cholery! Jeśli nie chcesz mnie tu, powiedz. Naprawdę myślisz, że miałem zamiar wprowadzić się ze względu na zdzirowatą byłą żonę? A może byłego najlepszego przyjaciela, który zrobił z niej swoją kurtyzanę?
Meredith... jeśli naprawdę czujesz się przy mnie jak dziwka, jeśli kiedykolwiek się tak poczujesz - odejdę. Jeśli uważasz, że cię wykorzystałem, że byłaś tylko "przypadkową stażystką", odejdę również. Po prostu powiedz, jeśli tego chcesz.
Nie odejdę od mojej żony, bo ona tego chce. Ale jeśli to tobie tu przeszkadzam, zniknę w ciągu godziny.

(Akcja przenosi się w stronę Addison i Marka)

Addison - Dzięki, że przyszedłeś, mimo naszej rozmowy w barze... sam widzisz chciałam coś z tym zrobić ale do tego idioty nic nie dociera. Nie chce się rozwieść, bo ja chcę... totalny bezsens. Może on w jakaś andropauzę przedwczesną popadł albo coś. Sama nie wiem. No i jeszcze w dodatku jestem nikim, no poza faktem, że jestem Twoją kolejną dziwką... Nie ma to jak miłe słowa w środku nocy usłyszeć...

( Mark obejmuje Addison )

Mark - A jak mogłem nie zareagować?
Może położymy się już? To wszystko jest ponad moje siły. Przepraszam za scenę w barze ale już nie wyrabiam. Jeśli Derek się wprowadzi do Grey na dobre, to my się musimy ewakuować.
Złożyć pozew o rozwód możesz bez jego zgody. Prędzej czy później ulegnie.
A o tym kim jesteśmy, możemy w łóżku porozmawiać, to wysunę swoje argumenty...

Addison - Tak, chodźmy już, zdaje się, ze teraz Derek ma problem z Grey, hihihi. Myślę, że nie powinniśmy przeszkadzać

Voiceover

To prawda, że zaangażowanie może być traktowane, jako pewna forma więzienia. Ale w końcu ile razy prosimy opatrzność o rodzaj zamknięcia, możliwość świeżego spojrzenia na różne sprawy? A takie więzienie...no cóż, trzeba przyznać, że bywa na prawdę przyjemnym doświadczeniem. Chyba po głębszym zastanowieniu niejeden z nas dałby się zakuć w kajdanki przywiązania i zaangażowania. Bo w końcu dlaczego nie spróbować? W końcu wolność jest pojęciem względnym i nie zanosi się, żeby prędko to się zmieniło.

CAST:


Derek - Callisto Blake
Meredith - akwamaryna
Addison - addison
Mark - Deredith
Izzie - Reiko
George - Avonelee
Cristina - loczek
Callie - Silmarill
Alex - mariusz
Miranda - moonlady
Preston - Magda

voiceovery - akwamaryna
montaż - Deredith i addison ( Addie uratowałaś mi zycie :* ) i podziękowania dla akwamaryny

Dzisiaj postanowiłam skończyć odcinek i udało się! Czego może dokonać zdeterminowana kobieta!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cristina
Stażysta
PostWysłany: Śro 14:51, 11 Lip 2007
Stażysta


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 212
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Właśnie zauważyłem, że nie ma recenzji, albo ja znowu coś przeoczyłem xDDDDD
Odkrywczy jestem xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Izzie
Rezydent
PostWysłany: Czw 1:09, 12 Lip 2007
Rezydent


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 318
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chehalis

Recenzji nie ma pewnie częściowo z mojej winy, bo zmuszam autorkę do pisania głupot typu PoTC/Lost fic Twisted Evil A ja potrafię być u... natrętna, więc biedaczka nie ma innego wyjścia. Tak więc przepraszam i obiecuje przypomnieć o recenzji Smile

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna -> Gotowe odcinki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin