Partner Greys Anatomy World - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Chapter 4# Izzie's Nightmare 1#
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna -> Pracownia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Meredith
Główny Rezydent
PostWysłany: Śro 23:38, 02 Maj 2007
Główny Rezydent


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 488
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Seattle

Nawet najlepsi lekarze, dla których praca jest pasją i całym życiem wiedzą, że medycyna jest tylko jednym ze sposobów na wykorzystanie drzemiącego w nich potencjału. A potencjał ten, przyznać trzeba jest ogromny. Chirurdzy zaś są w tym przypadku zdecydowanymi faworytami i grupą, która najlepiej wykorzystuje drzemiące w nich ukryte talenty. Taki Mark Sloan na przykład, doskonale radził sobie w tańcu go-go, ale doszedł do wniosku, że tak radykalna zmiana specjalizacji wzbudziłaby wiele kontrowersji (chociaż Meredith widziała z jakim sentymentem spoglądał na swój lateksowy różowy strój, za każdym razem gdy spoglądał do szafy). Derek Shepherd, neurochirurg z problemami emocjonalnymi doskonale poradziłby sobie jako fryzjer. Wprawdzie niczyje włosy nie podniecały go tak jak własne, ale to była przeszkoda do pokonania. Meredith wiedziałą, że gdyby despotyczna matka, kopem w tylną część ciałą nie zmusiła ją do studiowania medycyny, praca w barze byłaby jej największym marzeniem. Wiele razy w marzeniach widziałą te spływające po kieliszkach krople i całodobowyy dostęp do alkoholów wysokoprocentowych. Wielu mówiło, że Izzie Stevens popełniła błąd, wybierając medycyne. Uważali, że powinna rozwijać swój talent cukierniczy, a kto wie, może dziś występowałaby w programie ''Naga prawda o pieczeniu'' (tych, którzy mają nadzieje, że w tytule nie ma żadnych podtekstów musimy rozczarować).

Pomysł na biznes pogrzebowy przyszedł z nienacka, a pośrednim autorem był chyba barman Joe, który stwierdził, że na śmierci można zrobić fortune. Wszyscy domownicy ochoczo zabrali sie za biznesplan, a po nie całym miesiącu stali się właścicielami zakładu pogrzebowego 'Uśmiech o poranku'. Na siedzibe wybrali oczywiście dom Meredith, w którym panowała wręcz idealna atmosfera dla całego przedsięwzięcia. Oczywiście, nie obyło się bez ofiar...Z bólem serca poświęcili Georga. Chciał wyjechać do Indii, żeby czyścić uszy słoniom, ale nie mogli pozwolić tak po prostu mu odejść. Zupełnie przypadkiem Addison dolała do butelki z wodą arszeniku. Kolejnym nieszczęśnikiem została Olivia. Alex Karev, wykorzystując to, że wszyscy i tak nazywali go samochodowym kaleką, potrącił ją przed szpitalem. Uznano to za wypadek.

Meredith spojrzała w kalendarz. Dziś miała wrócić Izzie, którą wrodzona chęć pomagania innym (czasem wręcz nachalna) wysłała na misje do RPA. Zaraz, zaraz...czy Izzie wiedziała o interesie? Chyba nie. Meredith wzruszyła ramionami. Komu nie spodoba się coś tak cudownego jak zakład pogrzebowy? Miała nadzieje, że Izzie nie okaże zbyt wielkiego zaskoczenia, bo zgodnie z ustaleniami, dziś Derek miał ogłosić nazwisko kolejnej ofiary....Naprawde, dobrze by było, żeby Isobel Stevens przyjęła wiadomość o zakładzie ze spokojem...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Izzie
Rezydent
PostWysłany: Czw 10:31, 03 Maj 2007
Rezydent


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 318
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chehalis

Isobel Stevens siedziała w taksówce i obserwowała przez szybę zmieniające się obrazy. Była w domu. Bo Seattle to był teraz jej dom. Dom do, którego chciała wracać, a nie z niego uciekać. Patrzyła na krople spływające po szybie, uspokajał ją równomierny ruch wycieraczek. Padało. Tak bardzo brakowało jej deszczu. To pół roku w Afryce było spełnieniem jej marzeń, jednak ciągły upał i susza dały jej się mocno we znaki. Pewną rekompensatą była piękna opalenizna na jej skórze. Zawistne spojrzenie bladych twarzy z Seattle otaczały ją od momentu gdy wyszła z samolotu. Niestety, żadna blada twarz nie była jej znajoma, Zapomnieli… Jak mogli zapomnieć, że wraca właśnie dzisiaj? Z zamyślenia wyrwał ją głos taksówkarza.
- Jesteśmy na miejscu, jest pani pewna, że to ten adres? – mężczyzna przyglądał jej się podejrzliwie – Nie wygląda pani jakby przyjechała na … , zresztą to nie moja sprawa.
Izzie zapłaciła i wysiadła. Taksówkarz ruszył natychmiast, pozostawiając po sobie ślad w postaci wielkich, mokrych plam na jej jasnym płaszczu. Podniosła głowę i rozejrzała się. Jak dobrze być z powrotem. Ale… Ale coś się zmieniło. Coś dziwnego unosiło się w powietrzu, może zapach czy raczej groźba… Isobel przypomniała sobie taksówkarza, który wielokrotnie upewniał się, że to o ten adres jej chodziło. Coś wisiało w powietrzu.
- Isobel, myśl rozsądnie – powiedziała sama do siebie.
To tylko efekt różnicy czasu, godzin spędzonych w metalowej puszce, która według praw fizyki powinna runąć w dół, nie unieść się ponad chmury, Nienawidziła latania. Ale teraz stała już na ziemi i miała twardy grunt pod stopami. I tego należało się trzymać. Chwyciła jedną z ogromnych waliz, które kierowca zdążył jeszcze wyrzucić na chodnik, zanim zniszczył wart fortunę płaszcz od Chanel. Otworzyła skrzypiącą furtkę i nieudolnie zaczęła przemierzać odległość dzielącą ją od wanny z gorącą wodą i miękkiego łóżka. Czy naprawdę, żaden z tych pseudo chirurgów nie mógł ruszyć swojego leniwego tyłka i pofatygować się na lotnisko? A Karev , to już sam niedługo będzie potrzebował pomocy chirurga. Tęsknota go chyba otumaniła i wciągnęła pod fortepian. Nawet to jednak nie tłumaczyło, tego, że zostawił ją samą z tą cholerną walizą. Następnym razem kiedy Meredith zapragnie tequili ze sklepu bezcłowego, będzie musiała udać się po nią osobiście. Coraz bardziej zirytowana sytuacją w której się znalazła, Izz w końcu osiągnęła cel. W tym samym momencie ktoś energicznie otworzył drzwi prawie powalając nieszczęsną podróżniczkę. Izzie stanęła oko w oko z zaczerwienioną twarzą włoskiej matrony. Kobieta popatrzyła nieprzytomnie na ledwo stojącą na nogach blondynkę i wybuchając niepohamowanym płaczem pognała w stronę skrzypiącej furtki. Izzie zaczęła się bać.
-Seriously – wyszeptała.

p.s. z góry przepraszam z kompletny bezsens tego co napisałam...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Derek
Stażysta
PostWysłany: Czw 19:35, 03 Maj 2007
Stażysta


Dołączył: 25 Kwi 2007

Posty: 209
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Kiedy człowiek żyje na co dzień w domu pogrzebowym, u boku styp-Mamy i musi się przedzierać przez rzędy trumien w drodze do łazienki, ma wrażenie, że nic go nie jest w stanie już zaskoczyć. Derek był dokładnie tego zdania, więc nawet nie przyglądał się specjalnie otoczeniu, gdy wreszcie zwlekł się z łóżka, w którym odsypiał dyżur.
Taki styl życia odbierał mu całą przyjemność z pracy. Jeśli operacja się udała i tak był nieprzyjemnie świadomy tego, że ten człowiek kiedyś umrze, bez względu na wszystko. Jeśli zaś się nie powiodła, miał dużą szanse w bliskiej przyszłości znów natknąć się na swojego pacjenta.
Shepherdowi z dnia na dzień obojętniało wszystko. Nie wzruszał go już nawet zapach trupa ani talku do ciała, kobiecy płacz, zagubione ludzkie szczątki. Po prostu nic. Z czasem zobojętniał do tego stopnia, że gdy pewnego dnia obudził się obok trupa (który pachniał całkiem podobnie do jego dziewczyny ostatnimi czasy) po prostu ułożył sie wygodnie, zakładając na ciało władczym gestem jedną ze swoich dolnych kończyn.


Dlatego też jego uwagi nie powinien zaprzątać obrazek przed domem. Wcale. A jednak cofnął się do okna i z niejakim zaciekawieniem przyjrzał się stojącej na podjeździe osobie.
W poplamionym płaszczu i mocno skonsternowanej minie Isobel Stevens to robiła krok w kierunku drzwi, to się cofała. Musiała być świadoma, że dojście do drzwi w ten sposób zabierze jej trochę czasu, bo nie taszczyła za sobą walizki.
Derek odruchowo zastanowił się, czy jej mocna opalenizna będzie pasować do czarnych ciuchów.


Nie bacząc na to, co pomyślą sobie ludzie (bo co go to obchodziło), Derek wychnął z domu na podjazd. Miał na sobie czarne spodnie od dresu, takież same skarpetki i trochę wyblakły podkoszulek. Właściwie nie było zasady, że domownicy mają ubierać się na czarno, ale i tak wszyscy się do niej stosowali.
Izzie Stevens wyglądała na... klientkę. Może nie całkiem gotową, ale z pewnością mnożna by sobie z tym szybko poradzić.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Izzie
Rezydent
PostWysłany: Pią 13:11, 04 Maj 2007
Rezydent


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 318
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chehalis

Izzie podjęła w końcu ryzyko i zdecydowanie ruszyła w stronę drzwi, pozostawiając nieszczęsny bagaż na środku kamiennej ścieżki. W momencie gdy dotknęła klamki o kształcie głowy sępa (Głowa sępa? Może ja jednak pomyliłam adresy, pomyślała), drzwi się otworzyły ukazując oczom Izz Derek’a w całej swej okazałości. Jednak okazałość tak, okazała mniej okazała niż kiedyś. Blada twarz McDreamy’ego nosiła wyraźne ślady zmęczenie, czarny strój okrywał wychudzone ciało i co najważniejsze, włosy! Włosy były w stanie opłakanym. Matowe, przerzedzone, przetykane siwymi pasmami. Derek wyglądał jak wrak człowieka, jak zombie. Opalone ciało Izzie przeszył dreszcz. Z wnętrza domu powiało chłodem. Poczuła intensywną woń formaliny, stęchlizny i lekki zapach lilii.
- Isobel, wróciłaś, jak miło Cię widzieć – po twarzy Dereka przmknął tajemniczy uśmieszek.
- Derek, nikt po mnie nie wyszedł, dom wygląda dziwnie, przed drzwiami wpadła na mnie zapłakana włoska matrona! Co tu się dzieje – Izz zaczynała powoli tracić cierpliwość – I co to za dziwny zapach. Jak w zakładzie pogrzebowym.
Nagle w holu pojawiła się Meredith, a za nią Mark. Oboje tak ja Derek ubrani na czarno, z wychudzonymi bladymi twarzami wyglądali prawie tak źle jak jej afrykańscy pacjenci. Mer blada i wychudzona to żadna nowość, ale Mark? Z minuty na minutę strach Izzie wzrastał.
- Niech ktoś mi w końcu powie co tu się dzieje. Meredith, miałaś wyjść po mnie na lotnisko. Ja nie będę dźwigała twojej tequili. Dlaczego wszyscy są ubrani na czarno? Ktoś umarł?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mark
Administrator
PostWysłany: Sob 10:56, 12 Maj 2007
Administrator


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course

Wyrażenie „ślepy zaułek” doskonale opisuje sytuacje w jakiej znalazła się Izzie.
Mówimy tak na trudna sytuację, sytuacje bez wyjścia. Po francusku wyrażenie to brzmi Cul-de-sac i, jak większość wyrażeń francuskich, stanie się bardziej zrozumiałe, gdy przetłumaczy się je słowo po słowie. Słowo de, na przykład, spotyka się w języku francuskim bardzo często: odpowiada ono polskiej formie rzeczownika w dopełniaczu, a więc odpowiadającego na pytania „Kogo? Czego?” Słowo sac spotyka się już rzadziej, lecz prawdopodobnie oznacza ono coś w rodzaju „tajemniczych okoliczności”.
Słowo Cul pojawia się w języku francuskim tak rzadko że jestem zmuszony strzelać iż oznacza ono w tym wypadku „W drzwiach domu swojej przyjaciółki”. W takim razie „Izzie w drzwiach domu swojej przyjaciółki znalazła cały szereg (Kogo? czego?) tajemniczych okoliczności.”
Izzie jeszcze nie wiedziała że znalazła się w swego rodzaju „ślepym zaułku”. Nie miała pojęcia co ją czeka. Gdyby wiedziała wróciłaby czym prędzej do taksówki albo pobiegła by się utopić w pobliskiej sadzawce oszczędzają sobie cierpienia, a ludziom których kiedyś uważała za przyjaciół wysiłku. Ale jak już mówiłem nie miała zielonego albo też fiołkowego, a w tej sytuacji pasowało by też określenie bladego czy też trupiego pojęcia.
Tymczasem Izzie weszła do mieszkania i dziwiła się niepomiernie jak wielce zmienił się dom od jej wyjazdu. Ciemno, straszno, ten zapach… brakowało tu tylko hordy żywych Zombie.
No… ale miała za to troje wychudzonych szkap. Widok chudziutkiego Marka przeraził ją najbardziej ale z tego co słyszała, taniec go-go pozwala spalić dużo kalorii. Bardzo spodobała jej się za to jego czarna koszulka z trupią czaszką i napisem „Life is too good for you”. Takie właśnie były najmodniejsze. Facet miał gust. Zawsze to wiedziała.
Mark uśmiechną się do niej delikatnie wyciągnął rękę i zamiast powiedzieć coś pokrzepiającego w stylu „Nie lękaj się” złapał ja za ramie. Zaczął ciągnąć ją do kuchni przez rząd bordowych trumien. Właściwie ciągnął ją w miejsce gdzie kiedyś była kuchnia i powinna znajdować się dalej…
Izzie już czuła że tutaj dzieje się cos bardzo niedobrego. Wiedziała że zabrnęła w ślepą uliczkę i że jak to bywa ze ślepymi torami nie miała pojęcia jak się z tej sytuacji wybrnąć. W sumie to nie miała pojęcia co się dzieje. Jedno było dla niej jasne. Dalsze kluczenie i ukrywanie faktów wpędzi ją tylko w dodatkowe kłopoty. Czy powinna powiedzieć im prawdę? Czy może poczekać aż oni powiedzą jej co się tu dzieje i co się z nimi do cholery stało!


* Za wyrażenie Cul-de-sac dziękuję mojej muzie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna -> Pracownia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin