Partner Greys Anatomy World - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Chapter 3# Meredith's Nightmare 1#
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna -> "101 Nightmares"
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mark
Administrator
PostWysłany: Śro 21:50, 02 Maj 2007
Administrator


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course

Chapter 3#
Meredith's Nightmare 1#


*
Łazienki dla wielu bywają miejscem magicznym i trochę przerażającym. To one widzą najwięcej i wiedzą najwięcej. Znają historie każdego, nawet małego domowego syfa, wszystkich wyczerpujących biegunek i innych wszelakich wstydliwych sekretów mieszkańców. Łazienka w domu Meredith Grey należała do prawdziwej elity i przez cały swój żywot miała okazje zobaczyć naprawdę dużo. Tylko ona posiadała wiedzę, o tym że Ellis Grey była niezwykle giętką osobą, a i Meredith niewiele brakowało żeby dorównać matce. Z wielkim zaciekawieniem obserwowała jak ten cały pożal się boże neurochirurg Derek, półtorej godziny doprowadza włosy do stanu używalności, a jego dziwkowaty kolega Mark co wieczór depiluje sobie brwi. O tak...gdyby łazienka dr Grey mogła mówić o wywiad z nią zatrudziła by się nawet sama telewizja BBC.
Meredith, która czasem czuła się w domu matki odrobinę nie swojo wiedziała, że łazienka jest jedynym miejscem, w którym może być naprawdę sobą. Do pełni szczęścia potrzebne jej były tylko dwie rzeczy, dokładniej dwie butelki. Jedna, stała na półce obok lustra, a wypełniał ją różowy płyn o przyjemnym zapachu. Była to jej ukochana odżywka firmy Pantene z proteinami, aminokwasami i innymi pierdołami, które sprawiały, że jej włosy nie wyglądały jak zmoczony mop. Druga butelka znajdowała się natomiast w koszu na brudną bieliznę, który był świetnym na przechowywanie wszelakich przedmiotów, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Znajdował się w niej napój bogów czyli w skrócie mówiąc tequila (ciekawe było to, że na dole etykiety drobnym druczkiem napisane było 'Żołądkowa gorzka')
Meredith weszła do łazienki w zadziwiająco świetnym nastroju i dopełniającym wszystko głupawym uśmiechem. Nie przypuszczała, że powiedzenie 'Ten się śmieje kto się śmieje ostatni' będzie z nią miało aż tyle wspólnego...

**
Mark wrócił tego wieczoru do domu dość wcześnie.
Czuł pewien niedosyt że ten dzień niczym się nie wyróżnił spośród miliardów innych dni które stanowią już przeszłość. Usuwanie blizn, Botox, liftingi, plastyki powiek, nosów, uszu, liposukcje , powiększania i zmniejszania różnych dziwnych części ciała oraz cała masa innych głupot doprowadzały go już do nudności. Nie cieszyła go także perspektywa powrotu do domu ale co zrobić. Chociaż domu Meredith nie traktował raczej jako "domu" w dosłownym znaczeniu tego słowa a raczej jako apartament do którego przychodzi się wyspać, wyżywić, ochędożyć i uchlać. Dzielenie jednego "apartamentu" z Derekiem to prawdziwa, koszmarna mara. Derek powinien zostać łazienkową personą non gratą - nie dość że siedzi w łazience ponad 2 godziny każdego ranka gdy normalni ludzie śpieszą się do pracy to jeszcze wszędzie zostawia za sobą resztki fryzury którą trzeba wygrzebywać potem Np. z kratki w zlewie albo wyjmować z jedzenia. Jego włosy sprawiają mu naprawdę wiele przykrości. Też chciałby takie. Ale nigdy się do tego nie przyzna. To jedyna rzecz którą by mógł zmienić w swoim wyglądzie. Jego włosy przypominały raczej filc niskogatunkowy - w porównanie włosy Dereka sierść jednorożca. Czasami nachodziły go okropne myśli - zakraść się w nocy do jego sypialni i pozbawić jedynego etosu. Ale ze względu na wielo lenią przyjaźń zaniechał tego niecnego planu.
Tego wcześniej wspomnianego już wieczora lało potwornie. Z resztą jak zwykle w Seattle.
Ta dżdżysta pogoda wprawiała go w ciągła depresje. Życie było takie monotonne…
Mark zmęczony monotematyczną ramówką TV i oburzony brakiem napojów wysokoprocentowych udał się do łazienki by wydepilować ociupinkę brwi które swoim nieregularnym kształtem dzisiaj wyjątkowo go irytowały.
Nie mógł niestety znaleźć nigdzie pensety. Przy przeszukiwaniu kolejnej z półek potrącił przypadkowo tyłeczkiem kosz z brudną bielizną. Z obrzydzeniem odwrócił się i odnalazł skarb. Nic dzisiejszego dnia już się nie liczyło oprócz Tequili. Depilacja nie miała najmniejszego znaczenia.

***
O ile dom bez sypialni był jak sala operacyjna bez narzędzi, tak brak łazienki zakrawał już na brak pacjenta. To było miejsce po prostu niezbędne, a w dodatku tak malowniczo piękne przez samo swoje jestestwo, że stało się małą fobia Dereka. Oczywiście nie przyznałby się do tego przed nikim. Nikim. Nigdy.
Shepherd cenił w sobie wiele rzeczy: był utalentowany, piękny, dobry w łóżku... Ale jego życiowym osiągnięciem było dokładne zespolenie dwóch ulubionych rzeczy: łazienki i jego włosów.
Czasami myślał, że nie zakochał się w Meredith Grey. Ona była tylko dodatkiem do dwóch łazienek i lawendowej odżywki. Jeszcze rzadziej, w stanie zupełnego upojenia alkoholowego, Derek był w stanie nawet przyznać, że mógłby ja zamienić na Marka, gdyby tylko on miał te niezbędne do życia rzeczy.


Ten poranek nie był jak wszystkie inne. Tego poranka jeden z jego pięknych, naodżywkowanych i napiankowanych włosów zaplątał się podczas operacji we wnętrzności pacjenta. Prosta operacja zamieniła się w prawdziwą tragedię. Pół godziny próbował odratować swoja zgubę tak, by nic jej się nie stało, a potem drugie tyle starał się przyczepić ukochany włos z powrotem do czaszki. Na nic.
Dzień więc zaczął się podle i Shepherd musiał wrócić do domu, do swojej łazienki, do swojej odżywki, do nie swojej ale i tak dobrej tequili, by móc jakoś dalej funkcjonować. Miał nadzieję, że nie napotka tam nikogo, bo po awanturze, jaką zrobił mu szef za przekładanie operacja na dziesięć minut przed nie miał już siły na dalszą walkę z rzeczywistości.
Kim był Szef, żeby na niego krzyczeć? On prawie nie miał włosów! A to, co miał - ufarbował! Zgroza. I nie używał odżywki.
Szef był złym, nieodpowiedzialnym człowiekiem.


Derek ciężko wkroczył do domu niesiony tylko pragnieniem dotarcia do ziemi obiecanej.

*
Mark, Meredith i Derek tworzyli coś na kształt niezalegalizowanego, ekskluzywnego trójkąta. Niektórzy posuwają się nawet dalej stwierdzając że byli jak jedno niewyżyte seksualnie ciało. Derek stanowił głowę (niech nikt nawet nie pyta dlaczego), Mer z racji bycia kobietą szyję, a Mark...no cóż Marka można było określić tylko i wyłącznie jako jądra tejże hybrydy. Wszyscy jednak wiedzą, że w idealnej symbiozie każdy organizm dodaje od siebie jakiś czynnik. Czynnikiem McDreamiego były włosy. W swoim czasie, kiedy w szpitalu największą władze sprawowali goście z psycho, oddział obiegły plotki, że owa czupryna jest wynikiem przeszczepu włosów z komórek pobranych od niejakiej Polki Wioletty Willas. Kim była Wioletta nikt nie miał bladego pojęcia, wiadomo było jednak, że Derek niegdyś często bywał w Polsce wracając ze skrzynkami z napisem 'Żołądkowa'. Meredith jednak nie miała ochoty zagłębiać się w dzieje fryzury Dereka, ponieważ rozdrabnianie tej delikatnej sprawy zajęłoby godziny, kończąc się jak zwykle tym co mądrzy ludzie nazywają 'ciche dni'. Jeśli chodzi o Meredith, doskonale zdawała sobie sprawę , że jej najmocniejszymi atutami są lawendowa odżywka i zapas tequili. I na nic się zdawały zaprzeczenia metroseksualnego Dereka, że nie podkrada jej cudownego specyfiku do włosów. Kobieta wie, że kiedy jej mężczyzna pachnie jak ona coś jest nie tak. Jednak nic z tym faktem nie mogła zrobić i musiała się przyznać, że gdziekolwiek wsadziłaby buteleczkę, zwinne palce Dereka zawsze jakimś cudem odnalazłyby do niej drogę. Czasem nawet podejrzewała ukochanego o kleptomanie, ale to był kolejny temat, którego inteligentna kobieta nie powinna poruszać. Co do Marka sprawa była prosta. Jego czynnikiem był popcorn, a do trójkąta wliczał się głównie dzięki wieloletniej przyjaźni z Derekiem. No i może przez znajomość z panią z warzywniaka, dzięki której co rano mogli delektować się świeżymi ogórami.
Meredith przerwała te odrobinę zboczone rozważania, sięgając po butelkę z odżywką. A raczej butelkę, w której powinna znajdować się odżywka bo kilkakrotne potrząśnięcie i mocne ściskanie, utwierdziły ją w przekonaniu, że opakowanie jest puste. Przeklęty Derek. Jednak serce zabiło jej mocniej kiedy zobaczyła, że z różową butelką jest coś nie tak. Kilka razy z niedowierzaniem przeczytała napis znajdujący się pod nazwą. ''Końcowe próbki, odżywka wycofana z obiegu od dnia 24 kwietnia 2007 roku''. Dziś był 1 maja. Meredith z miną osoby ze stanem przedzawałowym podbiegła do kosza na bieliznę i z pasją zaczęła przerzucać ubrania. Tequila! Jedyne czego potrzebowała w tym momencie to tequila! Niestety, szklanej butelki nie było. Co więcej wiedziała, że z powodu narodowego święta szanse na desperacką wyprawę do sklepu po ratunkowy trunek są zerowe. Tętno Meredith rosło z każdą sekundą, a wzrok szaleńca błądził nieprzytomnie po łazience. Po brodzie ciurkiem zaczęła cieknąć ślina. Meredith Grey wiedziała, że właśnie zaczął się najgorszy koszmar w jej życiu...

**
Mark wszedł do kuchni. Był wdzięczny losowi że nikogo w niej nie ma. Dziękował też za skarb odkryty w koszu z brudną bielizną. Musi tam częściej zaglądać. Przeszukując szafki znalazł tylko resztkę popcornu. Kto gardzi popcornem?
Usadowił się ze swoimi skarbami na kanapie w salonie i włączył swojego ukochanego „Kill Billa”. Sączył tequile, kropla po kropli. Mark cieszył się że nie musiał wygrzebywać z niej żadnych kłaków Dereka.
Oderwał się wreszcie od ponurej i deszczowej rzeczywistości. Nie był tego wieczoru już zbyt zdatny do użytku. Oczywiście do jednej rzeczy był zdolny zawsze i wszędzie, ale pomińmy ten niuans ze względu na brak płci pięknej na kanapie w salonie, z której myślał że nie zdrapie się do rana. Przysnął.
Zbudził go wrzask dochodzący z piętra. Przeraźliwy wrzask. Sturlał się z kanapy, rozsypując przy tym prażoną kukurydze po całym dywanie. Gdy już znaczną część zebrał z powrotem do półmiska, zaczął ostrożnie wspinać się po schodach…

***
Dobra łazienka jest zaopatrzona w trzy rzeczy: odżywkę, tequilę i chętną kobietę. O ile ta trzecia nie jest koniecznie potrzebna, to jej krzyk jest najlepszym zwiastunem tego, że coś stało się z pierwszymi dwoma.
Przerażony Derek wbiegł na schody, przemierzył korytarz i niczym Terminator wpadł do łazienki, wyrywając drzwi z zawiasów. (Nie wiadomo po co, bo były otwarte, ale niech ma chłopak radochę.) Oczywiście nie zrobił tego naprawdę szybko ani gwałtownie, pamiętając mgliście z lekcji fizyki, że pęd powietrza źle wpływa na fryzurę.
Łazienka wyglądała na pozór zwyczajnie i nie nosiła żadnych znamion kataklizmów. Nie zalała jej woda, wszystkie szyby były całe i w żadnym widocznym miejscu nie lśniła świeża krew. Dereka przeszedł dreszcz, bo doskonale wiedział, że największe nieszczęścia przychodzą po cichu i od tyłu walą człowieka obuchem w czerep. Dla uspokojenia Shepherd zaczął w myślach wymieniać w myślach wszystkie możliwe konsekwencje takiego urazu.


Po wstępnych oględzinach okazało się, że jedynym niesprawdzonym miejscem była wanna z prysznicem, aktualnie przesłonięta parawanem. Derek wahał się, czy zajrzeć do środka, czy też pozostać w błogiej nieświadomości. W ciemności przecież kryła się nadzieja, a jego potrzeba nadziei rosła odwrotnie proporcjonalnie do ilości miejsc, które przeszukiwał.
Odżywki nigdzie nie było. Nigdzie. Nigdzie. Nigdzie. Nie ma. Nie ma. Nie ma.
Derek powtarzał to w myślach tak długo, aż nie usłyszał tego samego zza parawanu. Oburzony tak jawnym łamaniem jego praw autorskich i przeszkadzaniu w osobistej niedoli postanowił zadośćuczynić swoim krzywdom, niepomny na wcześniejsze postanowienie o pozostaniu po jasnej stronie mocy. Albo ciemnej, biorąc pod uwagę, że dotyczyło to pozostania w niewiedzy.

Meredith siedziała w wannie kiwając się to w przód, to w tył. Tuliła do siebie jedną z Buteleczek, którą McDreamy natychmiast rozpoznał, chociaż widział tylko niewielką część szyjki. Nawet tequili nie zwykła trzymać tak mocno i Derek rozpoznał w tym wszystkim objawy choroby dziewiczej... Nie, nie dziewiczej. Jak to szło? Sierocej, o. Właśnie.
Shepherd ukląkł koło niej i pogładził po włosach nie tyle po to, żeby ją uspokoić, co żeby jego palce przeszły cudownym zapachem lawendy. Wiedział, że musi zdobyć te buteleczkę i miał zamiar zrobić to jak najłagodniej. Wiedział jednak, że są rzeczy, których zdobycie warte jest każdej ceny.

*
Matka Meredith, Ellis (którą córka pieszczotliwie zwykła nazywać sprośną dziwką) za nim na skutek Alzheimera przestała rozpoznawać ją, albo co gorsza facetów z którymi spała, czasem bywała pożyteczna. To ona nauczyła trochę ofermowatą Mer, że gdy najdzie ją ochota na przypadkowego zboczeńca z baru, najlepiej udać pijaną pierdołę, która szuka drogi do toalety. Pokazała (dosłownie; pokazała) jak należy wyślizgnąć się z domu po szybkim numerku i uświadomiła ją, że nie każdy facet pragnie kobiety z przeszłością godną dziewicy Maryji. O tak, gdyby nie matka, Meredith z pewnością wyrosłaby na kompletną niedorajdę (TAK, można być większą niedorajdą).
Niestety, Mer miała skłonności do sklerozy. (Ellis utrzymywała, że po ojcu, do dnia, w którym zapomniała jak się nazywa) Zapomniała o najważniejszej radzie matki. Radzie, która mówiła, że nigdy, ale to przenigdy nie należy ufać mężczyzną. Ale jak tu pamiętać o takich duperelach, kiedy w biały dzień, bez żadnego ostrzeżenia do jej domu wprowadza się facet z włosami powodującymi spontaniczne orgazmy i unikatowy okaz profesjonalnej męskiej dziwki. To jest ewidentny cios poniżej pasa dla każdej zdrowo myślącej o sexie kobiety (zdrowo: 24h)
Teraz, leżała w wannie przytulona do pachnącej buteleczki. Do mózgu nie docierał przerażający fakt, że to ostatni dzień, w którym jej fryzura miała zapach odświeżającej jak ciepły, letni deszcz lawendy. W głowie przez sekundę rodził się szalony pomysł, żeby już nigdy nie myć włosów. Jednak za nim rozważyła ową myśl, przez zamglone oczy dostrzegła jakąś dużą niewyraźną postać, kurczowo trzymającą ją za kosmyki, niczym Leo w 'Titanicu', który próbował ratować się przed utonięciem. Na początku myślała, że to Bóg zstąpił z nieba z zapasem lawendowej odżywki (nie była tak bezczelna, żeby prosić go jeszcze o tequile). Jednak słowa, skierowane do niej przez postać nie brzmiały jak 'Meredith, córko boża, zsyłam ci o to ten dar'. Były raczej zbiorem pojękiwań przeplatanych z piskami a la zakonnica pozbawiona cnoty. Wiedziała już, że to Derek. Spojrzał na niego próbując szukać wsparcia w tragedii, ale zobaczyła tylko, że łapczywie wpatruje się w butelkę. Jej butelkę. Jedyne co pozostało po cudownym specyfiku. Coś co zamierzała zachować na zawsze, nie dzieląc się z nikim. Jeszcze mocniej przytuliła ją do piersi. Poczuła, że z kuchni wydobywa się zapach popcornu. Nie wiedziała czemu, ale zapach popcornu wzbudzał w niej dreszcz tym bardziej, że towarzyszyły mu wesołe pogwizdywania Marka, a to nie zapowiadało niczego dobrego. W tym momencie do otumanionej głowy Meredith dotarło w jak wielkim jest niebezpieczeństwie...

**
Wspinaczka jest obecnie jednym z najszybciej rozwijających się sportów ekstremalnych. Jest również najbezpieczniejszym dzięki profesjonalizmowi szkół wspinaczkowych które, prowadzą najróżniejsze kursy wspinaczkowe przygotowujące wspinaczy do wspinania w skałach jak i na ścianach wspinaczkowych. Wspinaczka dla wielu niezorientowanym osobom kojarzy się głównie z górskimi i wysokogórskimi wyprawami na niedostępne tereny, ale po co trudzić się wspinaczką górską i jechać na drugi koniec świata jeśli można powspinać się po schodach we własnym domu i to jeszcze po pijaku z popcornem w jednej ręce a opróżnioną butelką tequili w drugiej! Nie widzę najmniejszego sensu! Mark widocznie też nie widział!
Wspinaczka może być sposobem na życie - cokolwiek by to miało znaczyć. Wspinaczka jest też sportem, który pozwoli zachować dobrą kondycję fizyczną. Jest też sposobem na poznanie ciekawych osób i na zawarcie wielu trwałych przyjaźni o czym Mareczek przekonał się już nie raz. Wspinaczka może oznaczać też kontakt z naturą i sposób na odwiedzenie wielu pięknych miejsc. Na przykład dumnej i sławnej łazienki Meredith.
Co go skłoniło do tak archaicznego wyczynu? Gdy słyszy się krzyk kobiety trzeba reagować natychmiast!
Mark powolutku pokonywał strome, kręte schody. Towarzyszył mu boski aromat popcornu. Boże jak on kochał popcorn! W takim stanie upojenia nie była to jednak droga ani łatwa ani przyjemna. Wspinaczka zaczęła przypominać raczej stepareobic. Dwa kroczki w góre, dwa kroczki w dół, dwa kroczki w góre, trzy kroczki w dół, dwa… mniejsza z tym.
Po kilkunastu minutach wdrapał się na sam szczyt schodów i poturlał się korytarzem w stronę świątyni Dereka gubiąc przy tym pustą butelkę tequili. Gdy stanął w drzwiach zaskoczył go widok szamotaniny idealnej pary jak mu się do dzisiaj zdawało.
Zaczynała się tam właśnie jedna z najlepszych scen akcji jakie miał okazje w życiu oglądać! Sweet God! Jak dobrze że wziął popcorn!!!

***
Jak bardzo zdesperowana musi być kobieta, żeby rzucić się na Idealnego Mężczyznę z pazurami w obronie Buteleczki? Derek nie mógł zrozumieć, co nią powodowało, chociaż Święta Bogini Idealnej Fryzury mu świadkiem, że próbował. Poświęcił na to całe trzy minuty podczas szarpaniny, która się między nimi wywiązała i nie znalazł ani jednego, malusieńkiego powodu.
W końcu Meredith miała całe życie, oprócz Boskiej Lawendy. Miała rodzinę... jakąś. Miała alkohol... chociaż akurat chyba nie w tej chwili. Miała... Mniejsza z tym! To nienormalne, żeby dla KOBIETY odżywka, a właściwie to małe piękne pudełeczko po odżywce było sensem istnienia. Oczywiste, że było nim dla Dereka, ale ona?
Shepherd naprawdę nie chciał jej skrzywdzić. Serio-serio. Tak-tak. Nigdy-nigdy. Chociaż to nie ta bajka. W każdym razie jego zapaśnicze ciosy, łapczywe ugryzienia i ataki wściekłej fryzury nie były obliczone na skrzywdzenie jej. Wcale.
Do czasu aż do jego nozdrzy dotarł zapach popcornu. Nienawidził popcornu. Popcorn budził w nim zwierze. Nikt więc nie może mieć pretensji, że nagle zupełnym oczywistym stało się dla niego, że Meredith nie odda mu skarbu po dobroci.

Podczas gdy Derek zajęty był kontemplacją zapachowej viagry, Meredith, kaszląc i plując krwią, zdołała odczołgać się pod umywalkę. I to był błąd z gatunku tych, które popełnia się tylko raz.

Shepherd był przekonany, że biel tej umywalki jest znakiem od boga. Gdy patrzył to na jej krawędź, to na twarz swojej ukochanej (a przy okazji twarz Meredith, która raczej nieświadomie osłaniała się rękami), było oczywiste, że Pan daje mu rozgrzeszenie. Biała, dziewicza, święta biel. Użyj mnie - wołała. - Użyj mnie!
Derek wiedział, że przeciwstawianie się boskim rozkazom nigdy nie wychodzi na dobre - przynajmniej tak mówił mu Burke ilekroć z tym swoim wnerwiającym uśmieszkiem wychodził ze szpitalnej kaplicy, by obwieścić światu wolę Pana. Zadziwiająco często Pan przychylał się do pragnień Prestona.


Raz za razem. Raz za razem. Delikatnie, gładko, precyzyjnie. Jak ryba podskakująca na wędce - w idealnej harmonii. Jak szew - w równych odstępach. Jak urywany oddech kochanki - póki z pewnością nie skończy.
Derek nie męczył się i nie ustawał w swej pracy. Uderzał precyzyjnie, za każdym razem tak samo i tylko czasami zastanawiał się, czy ten biały marmur wytrzyma tak bliskie i dobitne spotkania z głową Meredith. Szkoda by było, spędzili razem wiele pięknych poranków.

A kiedy jej oddech ustał na dobre i płyn mózgowy spłynął do ścieku, różowa buteleczka wpadła wprost w jego otwartą dłoń, gdzie miała pozostać na długi, bardzo długi czas.


KONIEC


* - Meredith – akwamaryna
** - Mark – Meredith
*** - Derek – Callisto Blake


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna -> "101 Nightmares" Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin