Partner Greys Anatomy World - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Her man
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna -> Wasza twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Derek
Stażysta
PostWysłany: Nie 23:52, 24 Cze 2007
Stażysta


Dołączył: 25 Kwi 2007

Posty: 209
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Poniżej następuję odautorski, odstraszający acz konieczny wstęp. Wyjątkowo nie dłuższy od samego dzieUa.
Po pierwsze to jest jej wina. Akwy, oczywiście. Bo jej nie było, a jak jej nie ma, to mi jest źlej. Tym razem było mi bardziej źlej niż zwykle, a w dodatku w akompaniamencie Leonarda Cohena i Macieja Zembatego. W skrócie: nie płacę za psychiatrę.
Co do samego tfu!ora jest on polany taką warstwą lukru, że bez wiertarki czy młota pneumatycznego nie ma się co zbliżać, żeby nie było, z nie ostrzegałam. A kanoniczność, jak to u mnie, poszła się chędożyć. W każdym razie, jak zwykle, nie było nam po drodze. Zdecydowanie.

Cytowane fragmenty (łatwo poznać) są pierwszą zwrotką piosenki L. Cohena I'm your man


Wszystkim, którzy wierzą, że Mark dotrze do LA




Jej mężczyzna


If you want a lover
I'll do anything you ask me to



Addison znalazła sobie wygodną pozycję oparta o krawędź łóżka, po czym rozmarzyła się, wiercąc w atłasowej pościeli. To, że Mark nie był obecny fizycznie, nie znaczyło, że nie miało go być w ogóle. Mruknęła cicho, odłożyła okulary na nocną szafkę i pozwoliła pochłonąć się dzikiej fantazji.
Właściwie to zwykle wystarczał jej niewielki kawałek łóżka, i tak spała na boku i zwinięta w kłębek. Natomiast Mark był panem świata, czemu dawał temu wyraz, między innymi zajmując trzy razy więcej miejsca, niż byłoby mu aż nadto. Co oznaczało, że bez względu na wszystko w końcu trafiała na niego i mogła się przytulić, więc wcale nie oponowała. Ale teraz, wyjątkowo, mogła skorzystać z okazji i sprawdzić, czy jest w stanie zając je całe.
Wyciągnęła nogę i oparła ją na metalowej ramie… Nie, już nie ramie. Teraz, w dzikiej krainie jej fantazji, zimne oparcie zmieniło się w porośnięty mchem kamień.
Wilgotne źdźbła trawy muskały jej nagie plecy i ramiona, kopczyk ziemi wygodnie podpierał głowę. Nie przykrywało jej nic, ale słoneczne promienie sączące się spośród rozłożystych koron drzew ogrzewały ją wystarczająco. Zresztą nie było zimno.
Mark leżał obok, bawiąc się klonowym liściem. Delikatnie obrysował końcem ostrej nóżki jego kształt, potem zrobił to jeszcze raz – pocałunkami. Pieścił ja długo, zanim nie dotarł w końcu do chętnych ust. Jego pocałunek był długi i namiętny. Stęskniony.
Addison oddała go, pozwalając fantazji odpłynąć chwilowo w zakamarki umysłu. Znała kilka możliwych jej zakończeń, a była ciekawa kolejnych. Innym razem, pomyślała.
– Wróciłeś.
Mruknął potwierdzająco, walcząc z jej nocną koszulą, której skomplikowane wiązanie na plecach doprowadzało go do szału.
– Och, Mark… – szepnęła. Jego mokre od deszczu włosy przypomniały jej niedokończoną wizję.
– Mmm?
Westchnęła, całując jego szyję.
– Nie, nic.
Nie mogła mu powiedzieć. To była jej fantazja i tym właśnie powinna pozostać. Mark gotów był ją spełnić. Nawet zaraz.


And if you want another kind of love
I'll wear a mask for you



Niedbale zepchnął na podłogę co najmniej jedną trzecią z papierów, które Addison zgromadziła na łóżku, po czym bezczelnie zajął ich miejsce. Oparł się o wysoką metalową ramę i czekał, aż oburzona odwróci się w jego stronę. Wiedział, że będzie miał niepowtarzalną okazję pocałowania jej, gdy otworzy usta, by na niego wrzeszczeć – coś, czego po dobroci mógłby nie zdobyć przez całą noc. Całą kolejną noc.
Położył dłoń na jej biodrze, lecz zanim zdążył ją objąć, zrobiła dokładnie to, co przypuszczał, a jemu udało się skraść z jej ust kilka niewypowiedzianych słów.
– Ma… – zaczęła, nadając zmęczonemu głosowi sztuczną nutę złości.
Nie pozwolił jej skończyć. Oczywiście. Dwa do zera, pomyślał, ciesząc się jak dziecko.
– Jesteś bezczelny – warknęła mu do ucha, gdy w końcu pozwolił jej zaczerpnąć oddechu.
Uśmiechnął się do niej, odgarnął ognisty kosmyk za ucho. Natarczywie wpatrywał się w jej kocie oczy, śledzące go zza szkieł okularów.
– Nie jestem – zaprzeczył. – Mogłabyś chociaż przez chwilę udawać zaskoczoną. Jestem aż tak przewidywalny? Cholera, muszę coś…
Lecz zanim zdążył wygłosić swoje niezwykle błyskotliwe zdanie, tym razem to ona zamknęła mu usta.
Przez mgłę pamiętał jeszcze ich pocałunki z czasów, kiedy nie śniło im się wspólne mieszkanie, wspólne łóżko, wspólne życie. Cokolwiek wspólnego przywoływało wtedy niemiły dreszcz strachu na plecach.
Pamiętał pierwszą noc, w której było więcej strachu niż pożądania i którą każde z nich spędziło tak naprawdę osobno. Potem oboje szukali czegoś, za czym tęsknili: czułości, pożądania, ucieczki. Wreszcie, niespodziewanie, siebie nawzajem.
Aż w końcu przyszedł czas na coś innego i nowego. To nie był jego pierwszy stały związek, a ona wiedziała, że było wiele przed nią. Jednak nigdy jej nie powiedział, że po raz pierwszy jest kogoś „pewny” i po raz pierwszy byłby gotów być „dla kogoś” – po cichu miał nadzieję, że sama zrozumie.
– Stęskniłam się. To źle?
On też się stęsknił, chociaż nigdy by tego nie przyznał. Od wielu dni sypiał koło niej, a nie z nią. I nie chodziło tylko o seks, lecz o zwykłą bliskość kogoś, komu zależy. Rozumiał jej zaangażowanie, co nie znaczyło, że musiało mu się podobać. Kochał ją wystarczająco, by cierpliwie czekać, aż znudzi jej się nowa zabawka, a początkowy zapał minie. Wiedział, że tak będzie – znał ją dobrze. A jednak każdy kolejny raz, gdy był odpychany na bok, bolał go w dziwny, niewytłumaczalny sposób.
– Robisz się sentymentalna na starość, wiesz?
Przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej tak, że musiała opleść go nogami, z którymi nie miała co zrobić. Skłamałby mówiąc, że mu to przeszkadzało.
Sięgnęła przez jego ramię po poduszką, którą chwilę potem uderzyła go w głowę. Przy okazji kilka kolejnych kartek wylądowało miękko na drewnianej podłodze. Udał, że osłania się rękami, próbując opanować śmiech. Tak naprawdę dałby jej się okładać całą noc, byleby tylko oderwała się wreszcie od swojej roboty. Prawdę mówiąc, pozwoliłby jej na wszystko, czego by tylko chciała.
– Powtórz to – zażądała, grożąc mu poduszką i szczerząc śnieżnobiałe zęby.
– Cooo… ugryziesz mnie? – drażnił się.
– Chciałbyś?
Odpowiedź wyszeptał jej do ucha, gdy oboje leżeli na łóżku, gniotąc nieprzyzwoitą ilość szpitalnych akt. Poduszka, niedbale odrzucona gdzieś w bok, przestał być obiektem zainteresowania, a zawartość kilku segregatorów, na które spadła, malowniczo rozsypało się po podłodze.
– TO jest mi potrzebne.
Addison pięściami zepchnęła z siebie Marka, pamiętając jednak, by nie dać mu oddalić się zbytnio. Wrócił na swoje poprzednie miejsce, pod ramę łóżka i przyciągnął ją do siebie. Tym razem plecami do siebie. Wyrywała się trochę, lecz niezbyt usilnie, jakby wcale jej nie zależało. Znał ją, wiedział, gdy chciała, by zostawić ją w spokoju. Oparł brodę na jej ramieniu i pocałował gładką szyję.
Pachniała swoimi ulubionymi perfumami, atramentem i szpitalem. Wiedział, że pracowała odkąd wróciła z dyżuru, bez chwili przerwy. Był tego pewien, bo to on chodzi po kawę.
– Mark, zostaw mnie, musze pracować. Zaraz usnę.
Mówiła bez przekonania, co wcale go nie zdziwiło.
– Nie dam ci usnąć – mruknął, gryząc delikatnie płatek jej ucha.
Czcza obietnica. Chodziło dokładnie o to, aby odpoczęła, chociaż przez chwilę. Uśpił ją delikatnymi pieszczotami i pocałunkami.
Nie wiedział, w którym momencie zaczęli przedkładać bliskość i intymność nad gorący, namiętny seks. Nie przeszkadzało mu to – co dziwne – i było czymś zupełnie nowym. Dla niego.
Wtuliła się w jego pierś, a on metodycznie głaskał jej ramię. Gdy długo nie spała, miewała koszmary, o których nie chciała nigdy mówić. Szanował to.
Wiedział, że obudzi się za kilka godzin, trochę obolała, ale już nie tak zmęczona. Możliwe, że dojdzie nawet do wniosku, że przyda jej się długa kąpiel i trochę więcej snu. Istniała taka możliwość, choć nie liczył na nią. Teraz to nowa praca, prywatna praktyka, była dla niej najważniejsza. Zepchnęła na dalszy plan wszystko.
Mark podejrzewał, że o to właśnie chodziło.
Do samego pomysłu podchodził z chłodną rezerwą i sceptycyzmem rosnącym wraz z jej zaangażowaniem. Nie chodziło o pieniądze i nawet nie o czas, które na to przeznaczała. Bał się o nią i tego, co się stanie, gdy w Addison uspokoi się płonący wielkim ogniem zapał. Nie powiedział jej o swoich obawach, także dlatego, że wiedział, iż kiedyś się ziszczą. A on chciał dla niej tego czasu, gdy ucieknie od przygniatających jej problemów. Chociaż chwili.
I po cichu przygotowywał się na ten moment. Addison nie pokaże tego, nie przyjdzie do niego, nie popadnie w depresję, zalewając łzami ich ulubione poduszki. Będzie musiał szukać oznak w drobiazgach i chociaż był pewien, że nie będzie to łatwe, miał zamiar spróbować.
Pocałował czubek jej głowy, a ona mruknęła coś niezrozumiałego przez sen. Przytulił ją mocniej.
Obiecał kiedyś Derekowi, że będzie ją chronił. Tak samo, jak samemu sobie. I cokolwiek miałby poświęcić dla spełnienia dotrzymania tej obietnicy, był pewien, że jej ni złamie. Dlatego kłamał, gdy chciała, by kłamał. Dlatego był dla niej, by mogła go odepchnąć. Dlatego zostanie, aż będzie chciała wrócić


If you want a partner take my hand


Patrzyła gdzieś w dal, coraz bardziej wychylając się przez barierkę na wyższym pokładzie promu. Nie bał się, że skoczy, nie była z takich. Przewróci niebo i ziemię, ale znajdzie sposób – nie poddałaby się tak łatwo. Wiedzieli o tym oboje.
I nic nie było przez to prostsze.
Może mierzyła odległość do nieba, może podziwiała tylko błękit odbijający się w falach. Podejrzewał, że uspokaja ją wszechobecny spokój i zalegająca wokół nich cisza. Ona nie była między nimi, lecz wokół nich. Nie oblepiała nadal zbyt cienkiej nici porozumienia łączącej ich ze sobą i cieszył się z tego.
Potrzebowała, by dla niej był. I zamierzał być.
Podszedł i objął ją, a ona spięła się na chwilę, ale nie odepchnęła go. Oboje nadal mieli problem z fizycznym kontaktem, zwłaszcza ona, bo chodziło o pokazanie uczuć, odkrycia kawałka siebie. Raz już sparzyła się dotkliwie. Czym innym był dotyk, seksualne doznanie, nawet gest podszyty nutką sprośności.
Dlatego tak często używał seksualnych aluzji podrywając kobiety – oczywiście, gdy jeszcze je podrywał… Dawały jego partnerkom poczucie bezpieczeństwa. Pojedynczy, dający upust zwykłemu pożądaniu wyskok. Nic nieznaczący pocałunek. Coś, nad czym można w pełni panować.
Uczucia nie podlegały kontroli. Raniły często i silnie, a wyplątanie się z nich, gdy już cię oplotły, stanowiło mordercze wyzwanie graniczące z niemożliwością. Addison bała się, co było zrozumiałe. On również się bał – ale ona nie mogła wiedzieć.
– Addison? – szepnął jej do ucha.
Jej długie włosy łaskotały go w policzek. Zastanawiał się, czy przefarbuje je tak, jak miała to w zwyczaju robić – najczęściej z potrzeby zmiany. Z doświadczenia wiedziała, że nie pomaga to uporać się z niczym, ale też stanowiło swojego rodzaju tradycję.
Nie znosił tego. Gdyby mógł, zabroniłby sprzedawania jej jakiejkolwiek farby.
Przeplotła swoje palce z placami jego dłoni, którą trzymał ją w pasie. Odchyliła się bardziej, opierając ciężar ciała na jego wyprostowanej sylwetce. Przytuliła się. Gdyby mógł, schowałby ją w sobie.
Wiedział, ze płakała. Wiedział, że nie mówi nic, bojąc się, że zawiedzie ją własny głos – to byłaby jedna porażka za dużo. Wiedział i nie mówił nic. Czekał.
– Powiedziała, że jest jeszcze nadzieja?
Zapytała, chociaż oboje słyszeli te słowa wiele razy, podczas dzisiejszej rozmowy.
– Tak – odpowiedział stanowczo. „Tak, to nie koniec.”
– Boję się – przyznała, zachłystując się zimnym, morskim powietrzem.
– Wiem. – Objął ją ramieniem. – Będzie dobrze. Zasługujesz na to.
– Oboje zasługujemy.
– Addie.
– Ciii…
Zamilkł. Ca innego mógł powiedzieć? Że jego zdaniem nie jest najwyżej na liście ludzi, którzy zapracowali na swoje szczęście?
– Addie, uda się – powiedział w końcu, gdy cisza zaczęła wdzierać się pomiędzy nich.
– A jeśli nie?
Pochylił się i pocałował ją w policzek. Oddychała powoli i ciężko. Jej oczy patrzyły na coś, czego on nie mógł zobaczyć, a myśli krążyły daleko. Drżała – zapewne z zimna.
Nie mógł odpowiedzieć na to pytanie, które zdecydowanie nie znaczyło tego, co słowa użyte do jego zadania. Mógłby godzinami zapewniać ją o wszystkim, o co pytała – i godzinami oszukiwać ich oboje. Nie wiedział i nie był pewien.
– Jestem tu, Addie – powiedział zamiast tego. – Zawsze będę.





Or if you want a strike me down in anger
Here I stand



Znów przemaszerowała przez salon, doprowadzając go do szału. Właściwie nie, ona przepłynęła, robiąc doskonały użytek z długich nóg i wysokiego rozcięcia po boku wieczorowej sukienki. Stanęła obok starego Livingstona – niegdysiejszego bóstwa chirurgii urazowej – i perlistym śmiechem skwitowała jeden z jego dowcipów, pamiętających zapewne jeszcze wojnę secesyjną. Nie cierpiał starucha, jeszcze zanim jego pomarszczona ręka sięgnęła do odsłoniętego uda Addison. Teraz jego nienawiść graniczyła z chęcią opuszczenia wygodnego fotela i znalezienia chirurgicznego ostrza.
Jednym łykiem wychylił całą szklankę szkockiej. Nie spuszczając najpiękniejszej kobiety na sali ani na chwilę z oczu, sięgnął ręką do stojącego nieopodal barku. Pierwszą butelką na podorędziu okazał się koniak. Wcale nieźle.
Następną ofiarą okazała się Lizzy, ich sąsiadka, która miała nadzieję zawrzeć na przyjęciu jakieś kontakty. Niedawno skończyła prawo i nie mogła sobie pozwolić na stracenie okazji, jaką był koktajl dla doborowej mieszanki śmietanki chirurgicznej. Była młodziutka i nie umiała zatrzymać dla siebie swojego entuzjazmu.
Mark cieszył się, że przyszła. Nawet jeśli gadała za dużo i bez sensu, to z pewnością była ładną dekoracją i przyjemnym uzupełnieniem wieczoru. Obie z Addie uśmiechnęły się do niego, gdy na nie patrzył. Jej radość była szczera, Addison pokazywała kły.
Zastanawiał się, czym ją wkurzył. Nie przypominał sobie niczego szczególnego, niczego, co mogłoby wywołać taką reakcję. Natomiast przedstawienie, trzeba było przyznać, było pierwszej klasy.
Wstał, udając, ze nic go to nie obchodzi. Przywitał się z kilkoma starymi wpływowymi znajomymi, wysłuchał paru propozycji. Zaczął uwodzić nawet jakąś dziewczynę, która pojawiła się znikąd na balkonie, ale szybko się nią znudził. Złapał się nad tym, że ponad jej ramieniem łapie kpiące spojrzenia Addison.
W końcu przyszedł czas na ostrą broń. Mógłby przysiąc, że zamieniła szpilki na jeszcze wyższe i poprawiła włosy, zanim poszła go przywitać w drzwiach. Nathan Deesh, z którym drzwi w drzwi prowadziła praktykę, pojawił się punkt jedenasta, świecąc od progu zębami wprost z reklamy pasty do zębów i golfem do Gucciego. Mark miał ochotę dać mu w żeby – tak dla zasady.
Addison złożyła na jego policzku pocałunek, którego wcale nie wymagała kurtuazja i pozwoliła się nawet objąć. Jej szeroki uśmiech był jednym z tych, na specjalne okazje. Posłała Markowi zaczepne spojrzenie, prowadząc gościa na balkon.
Powstrzymaj mnie, Mark, jeśli możesz. Patrz tylko, i co teraz?
Zajął się przygotowywaniem drinków, by móc ich spokojnie obserwować. Addison nie kryła się z tym, co robiła. Jej długie palce bawiły się nóżką kieliszka od Martini. Nie patrzyła nie niego, ale też nie musiała. Dostawał szału, z każdym razem, gdy z lubością oblizywała powoli lśniące od alkoholu usta. Kiedy podchmielonemu gościowi pozwoliła pocałować się na oczach wszystkich, zgniótł trzymaną w dłoni szklankę. Popatrzył na resztki ciętego kryształu i poczuł się głupio. Mógł je lepiej spożytkować, ciskając mu szklankę w twarz.



W końcu zostali sami, lekko pijani i trochę śpiący. To ona przyszła do niego.
Nie tracąc ani odrobiny gracji oparła się o barierkę obok niego. Całe odkryte ramiona pokrywała jej gęsia skórka. Idealnie ułożone wcześniej włosy wydostały się teraz z misternego koka i niesfornie opadały na plecy. Zdjęła wysokie, niewygodne szpilki.
Nie stanęła daleko – czuł ostry zapach cierpkich perfum. Zacisnął nadal piekącą dłoń.
– Ładnie zagrane – pochwalił zimno.
Uśmiechnęła się – bardzo ciepło. Przysunęła się bliżej, mając nadzieję na chociaż lekki pocałunek. Nie rozmawiali ze sobą cały wieczór. Nie przeliczyła się.
– Co mnie zdradziło? – spytała sztucznie zawiedziona.
Wskazał na trzymaną przez nią szklankę, z której dobywał się kuszący zapach korzennych ziół.
– Martini. Gdyby chociaż wino… Trochę cię już znam, Addie. Może zaledwie trochę, ale wystarczająco, by wiedzieć, że pijasz alkohol, którego nie lubisz, gdy nie chcesz stracić nad sobą kontroli. Albo gdy chcesz zwrócić na siebie uwagę.
Ich ramiona stykały się, w ogrodzie grały świerszcze, powoli świtało. Mark nienawidził sentymentalizmu i sztucznego romantyzmu. Skupił się na bijącym od niej cieple.
Upiła łyk grzanego wina i wzdrygnęła się, gdy owiał ich zimny wiatr. Zastanawiał się czy jej usta długo będą smakować półwytrawną Sophią. Miał zamiar to sprawdzić. Miał zamiar sprawdzać to długo i namiętnie.
– Chciałam cię wkurzyć – wyznała oczywista prawdę.
– Serio?
Syknął z bólu. Zaciśnięta na jej biodrze dłoń, mimo fachowego opatrunku, odezwała się ostrym bólem.
- Bardzo boli?
- Bolało wtedy. Teraz już nie.
W jego odpowiedzi nie było złości. Może lekki wyrzut, na które przecież sobie zasłużyła. Kiwnęła głową.
Przez chwilę milczeli, wdychając zapach porannej rosy i rozlanego przez gości alkoholu
– Wiesz dlaczego? – Spytała w końcu, nie mogąc się powstrzymać.
– Nie.
– Hmmm…
Nie zapytał, choć tego oczekiwała. W ogóle miał dosyć słów. Ona nie, uwielbiała je zawsze i wszędzie. Bała się ciszy, zwłaszcza między nimi – cisza była dla niej złą wróżbą. Ale teraz to na nią przyszedł czas, musiała odpokutować swoje winy.
Pozwolił jej dopić wino, zanim przypomniał jej o rzeczach, których nie można wyrazić żadnymi słowami.


I'm your man


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Derek dnia Pon 15:02, 25 Cze 2007, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Mark
Administrator
PostWysłany: Pon 8:56, 25 Cze 2007
Administrator


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course

Komentowanie walorów artystycznych i jakości zostawmy, bo wszystkie twoje prace są profesjonalne, więc jest to zbędne.

Temat genialny. Mój ulubiony ship, więc reakcja musi być pozytywna. Ale jest więcej niż pozytywna. Ty wiesz że ja Cię wielbię. Ciebie i to co wychodzi z pod Twej dłoni.
Opisałaś wszystko to co mogę sobie o Maddison wyobrażać. Szczypta pikanterii jest tutaj jak najbardziej na miejscu.
Twoje dzieło przepełnione jest uczuciami i to doskonale rozpracowanymi, czarująco opisanymi. Pełne pożądania.
Jest piękne.

I tak, wierze że Mark pojawi się w LA. Ta wiara trzyma mnie przy życiu.

PS. Widzę że brak aquy i Leonarda Cohena służą Ci niezmiernie Twisted Evil Nie wiem czy Twojej psychice ale twórczości jak najbardziej...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna -> Wasza twórczość Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin